Adres bloga: kwiat-ci-we-wlosy.blogspot.com
Autorka bloga: Słodki Ziemniak
Autorka oceny: Marta
[...] Pociągnęła go z powrotem do środka. Z wnętrza domu nie musiała oglądać wschodu. Mogła mu, już bardziej spokojna, oddać swoje chłodne dłonie, rozwiane włosy, które powychodziły z długiego warkocza, delikatne wcięcie w talii, nieco przygarbione plecy i zbyt grube uda. Chciała mu dać całą swoją niedoskonałość, chciała zgubić ją w jego szerokich ramionach, pachnących teraz papierosowym dymem i całą gamą alkoholi.
[Oni by Słodki Ziemniak, kwiat-ci-we-wlosy.blogspot.com]
[...] Pociągnęła go z powrotem do środka. Z wnętrza domu nie musiała oglądać wschodu. Mogła mu, już bardziej spokojna, oddać swoje chłodne dłonie, rozwiane włosy, które powychodziły z długiego warkocza, delikatne wcięcie w talii, nieco przygarbione plecy i zbyt grube uda. Chciała mu dać całą swoją niedoskonałość, chciała zgubić ją w jego szerokich ramionach, pachnących teraz papierosowym dymem i całą gamą alkoholi.
[Oni by Słodki Ziemniak, kwiat-ci-we-wlosy.blogspot.com]
Pierwsze wrażenie: 10/10 pkt
Adres, belka, ogólnie.
O raju, jak tu... etnicznie i tak jakoś... kwieciście! :D Dobrze pamiętam, że gdy odwiedziłam Twojego bloga po raz pierwszy, czułam się oszołomiona tym, co ukazało się mym oczom. Kosmos w walizce, kwiaty we włosach i pisanie chaotyczne, które są nieodłącznymi Twymi atrybutami, jak sama przyznajesz, są też widoczne na Twoim blogu: dopiero jak człowiek ochłonie i na spokojnie zacznie klikać we wszystko, w co możliwe, ma szansę odkryć schemat, który pozwoli mu uporządkować sobie pod czupryną nadmiar wrażeń oraz się odprężyć. A gdy już się odpręży – to z całą pewnością się uśmiechnie, z sympatią wyglądając tej przygody, jaka niewątpliwie czeka go na blogu tak pozytywnie zakręconej osoby, jaką jesteś Ty. No i przynajmniej mam dobrą kartę przetargową: jeżeli spotkam u Ciebie jakieś błędy lub z innego powodu zmuszona będę do poczynienia uwag mniej sympatycznych aniżeli te powyżej, to będę Ci tak długo przypominać, że przepadam za kluchami ziemniaczanymi z twarogiem i skwarkami oraz za kopytkami i frytkami, dopóki nie przestaniesz się na mnie dąsać ;-) To co, umowa stoi i jedziemy dalej?
Adres brzmi zachęcająco, czuję się trochę tak, jakbym ze swojego świata pełnego brzydkich dorosłych spraw i ogólnego zgiełku znalazła się nagle na iście rajskiej łączce, na której wita mnie dziewoja w lnianej szacie i wianku z niezapominajek we włosach, podająca mi jeden z takowych kwiatków i mówiąca życzliwym, kojącym głosem: Kwiat ci we włosy, taś, taś! :D Serio, same pozytywne wrażenia i ciepłe kolory przychodzą mi do głowy, im dłużej siedzę u Ciebie. Napis na belce stanowi również nawiązanie do silnego motta Twojego życia, czyli Kwiaty we włosach. Jeżeli to aluzja do hitu Czerwonych Gitar, to kupuję to tym bardziej. Jest bardzo oryginalnie, ciekawe, miło i kolorowo – aż chce się żyć i czytać dalej, co tam naskrobałaś. Pierwsze wrażenie, nawet mimo początkowego zagubienia – znakomite!
Wygląd: 6/6 pkt
Nagłówek, szablon, czcionka, przejrzystość, ogólnie.
Styl, jaki prezentuje szata graficzna Twojego bloga, bardzo silnie kojarzy mi się ze sztuką ludową; nasycone, różnorodne kolory i rysunkowe elementy nagłówka (okrągły talizman z trzema piórkami po lewej i kaskada włosów z wpiętymi kwiatami – po prawej) świetnie prezentują się na nieskazitelnie białym tle nagłówka, przemawia do mnie też minimalizm, jaki przejawia się w kompozycji i w stosowanych czcionkach (choć rzeczywiście, kolumna główna jest na tyle szeroka, że Twoja prosta czcionka , stosowana w większości wpisów, wydaje się być bardziej rozrzucona niż na pierwszy rzut oka; ta, której użyłaś przy prologu opowiadania hippisowskiego, jest pod tym względem czytelniejsza). Jest kolorowo, ale absolutnie nie przytłaczająco, wręcz przeciwnie. Mam ochotę wydrukować sobie jedną stronę z Twojego bloga i powiesić na ścianie nad łóżkiem jako obrazek emanujący pozytywną energią: brawo! Do tego ten refleksyjny cytat (plus za oznaczenie autora): Bywają wędrowcy, którzy mylą kwiaty z gwiazdami... ach, naprawdę jestem urzeczona. Jest bardzo schludnie, estetycznie, przejrzyście i ciekawie. Po prostu... tak, wiem, mówiłam to już: znakomicie!
Treść: 44,5/45 pkt
Wojna wymaga poświęceń
To opowiadanie poszło na pierwszy ogień, ponieważ, jak wyczytałam w Twojej Wylęgarni, jest to fikcja fanowska związana z Harrym Potterem, więc spośród wszystkich Twoich wylęgów ten miał największe szanse na wzbudzenie mej ogromnej sympatii.
Fabuła nie jest rozbudowana: główna akcja, to impreza urodzinowa Jamesa Pottera, prawdopodobnie ta ostatnia w jego życiu; trwa wojna z Czarnym Panem, ale bliscy i przyjaciele Rogacza starają się choć na tę jedną noc zapomnieć o tym i należycie uczcić jubilata. Widmo śmiertelnego niebezpieczeństwa jest jednak mniej lub bardziej obecne w sercach gości – i udało Ci się świetnie oddać tę atmosferę, tę w pewnym sensie rozpacz i brak nadziei przeplatający się z jej nadmiarem. Najmroczniejszym, acz zarazem najbardziej zaskakującym momentem w opowiadaniu było spotkanie Jamesa z Regulusem i ten nieoczekiwany pocałunek. Szczerze powiedziawszy, w pierwszej chwili nie bardzo wiedziałam, jak się do tego odnieść: przeszłam nad tym do porządku dziennego jak nad niemal zwykłą koleją rzeczy, przeczytawszy kolejne zdania. Moment był ogromnie zaskakujący, w pierwszej chwili wręcz dziwny i jakiś taki... niewyobrażalny, ale obroniłaś go właśnie tą końcówką opowiadania, to mi się podoba.
Zaskoczyło mnie też Twoje włączenie w czasokres tego opowiadania osób, których bym się tam nie spodziewała: Alicji Longbottom i małżonków Weasley (ta scena o nadziei Artura na dowcipne potomstwo była ekstra!); jeśli jednak zanalizować to pod kątem technicznym, to rzeczywiście wszystko gra, prawdopodobnym jest, że cała trójka mogła bawić się na przyjęciu urodzinowym ojca Harry'ego.
Pojawiła się też intrygująca postać Benia Fenwicka: nie pamiętam, czy był u Rowling, ale jego nazwisko coś mi mówi, więc chyba gdzieś tam był a Ty go bardziej ożywiłaś, mam rację?
Napisałaś, że opowiadanie jest prezentem dla koleżanki i że choć nie są to Twoje klimaty, bardzo starałaś się im sprostać. Powiem tak: było widać tak to, że nie jest to Twoje pole do popisu, jak i to, że podołałaś wyzwaniu stworzenia fan fiction oscylującego wokół sagi Rowling. Przeczytałam Wojnę... z zaciekawieniem i nutą sympatii, choć nie będę Ci kadzić i wciskać, że towarzyszyły mi wielkie pozytywne emocje, bo żeby to opowiadanie takie we mnie wzbudziło, musiałabyś być prawdziwą fanką tego typu twórczości i czuć prawdziwą frajdę z jej tworzenia, a tego u Ciebie naturalnie zabrakło. Było więc poprawnie, także pod względem stylu, okay – i ja na pewno na miejscu Twojej koleżanki taki prezent bym doceniła!
To opowiadanie poszło na pierwszy ogień, ponieważ, jak wyczytałam w Twojej Wylęgarni, jest to fikcja fanowska związana z Harrym Potterem, więc spośród wszystkich Twoich wylęgów ten miał największe szanse na wzbudzenie mej ogromnej sympatii.
Fabuła nie jest rozbudowana: główna akcja, to impreza urodzinowa Jamesa Pottera, prawdopodobnie ta ostatnia w jego życiu; trwa wojna z Czarnym Panem, ale bliscy i przyjaciele Rogacza starają się choć na tę jedną noc zapomnieć o tym i należycie uczcić jubilata. Widmo śmiertelnego niebezpieczeństwa jest jednak mniej lub bardziej obecne w sercach gości – i udało Ci się świetnie oddać tę atmosferę, tę w pewnym sensie rozpacz i brak nadziei przeplatający się z jej nadmiarem. Najmroczniejszym, acz zarazem najbardziej zaskakującym momentem w opowiadaniu było spotkanie Jamesa z Regulusem i ten nieoczekiwany pocałunek. Szczerze powiedziawszy, w pierwszej chwili nie bardzo wiedziałam, jak się do tego odnieść: przeszłam nad tym do porządku dziennego jak nad niemal zwykłą koleją rzeczy, przeczytawszy kolejne zdania. Moment był ogromnie zaskakujący, w pierwszej chwili wręcz dziwny i jakiś taki... niewyobrażalny, ale obroniłaś go właśnie tą końcówką opowiadania, to mi się podoba.
Zaskoczyło mnie też Twoje włączenie w czasokres tego opowiadania osób, których bym się tam nie spodziewała: Alicji Longbottom i małżonków Weasley (ta scena o nadziei Artura na dowcipne potomstwo była ekstra!); jeśli jednak zanalizować to pod kątem technicznym, to rzeczywiście wszystko gra, prawdopodobnym jest, że cała trójka mogła bawić się na przyjęciu urodzinowym ojca Harry'ego.
Pojawiła się też intrygująca postać Benia Fenwicka: nie pamiętam, czy był u Rowling, ale jego nazwisko coś mi mówi, więc chyba gdzieś tam był a Ty go bardziej ożywiłaś, mam rację?
Napisałaś, że opowiadanie jest prezentem dla koleżanki i że choć nie są to Twoje klimaty, bardzo starałaś się im sprostać. Powiem tak: było widać tak to, że nie jest to Twoje pole do popisu, jak i to, że podołałaś wyzwaniu stworzenia fan fiction oscylującego wokół sagi Rowling. Przeczytałam Wojnę... z zaciekawieniem i nutą sympatii, choć nie będę Ci kadzić i wciskać, że towarzyszyły mi wielkie pozytywne emocje, bo żeby to opowiadanie takie we mnie wzbudziło, musiałabyś być prawdziwą fanką tego typu twórczości i czuć prawdziwą frajdę z jej tworzenia, a tego u Ciebie naturalnie zabrakło. Było więc poprawnie, także pod względem stylu, okay – i ja na pewno na miejscu Twojej koleżanki taki prezent bym doceniła!
Oni
Twoja opinia na temat tego dziełka zamyka się w dwóch określeniach: romans ciut więcej niż prawie oraz kicz. Z tym pierwszym w pełni się zgadzam, z tym drugim – absolutnie nie. To właściwie scenka, w której opisujesz parę chwil z magicznej nocy, podczas której między zwykłą dziewczyną i zwykłym chłopakiem zaczęło iskrzyć w rytm utworów śpiewanych przez Sinatrę, był tam też gdzieś blues, alkohol dla prawdziwych mężczyzn (<szept> Chociaż mi się wydaje, że prawdziwi faceci piją whisky czystą, bez coli...ale może spotykałaś na swej drodze innych Prawdziwych Mężczyzn niż ja. </szept>), jasnoniebieska koszula i pragnienie zagubienia własnej niedoskonałości w czyichś ramionach. Czy to była prawda, czy tylko nocne marzenie bohaterki – nie wiem, każdy sam może zdecydować, ja wybieram: nie chcę decydować, nie ma to dla mnie znaczenia.
Zamyśliłam się nad tym opowiadaniem, przez chwilkę poczułam się tak, jakbym stała obok tej pary, słyszała tego Sinatrę, czuła zapach whisky wymieszany z zapachem tego faceta, widziała ten gruby warkocz na jej plecach... sporo całkiem ładnych, prawdziwych emocji udało Ci się zamknąć w jednej perełce, Moja Droga. Zawsze uważałam, że napisać krótkie, piękne opowiadanie jest o wiele trudniej niż napisać na przykład powieść – i widzę, że jesteś Pisarką, która równym, pewnym krokiem zmierza po tytuł Królowej Opowiadań. Zazdroszczę i gratuluję. Miły kawałek, naprawdę miły.
Mój kumpel Tośka
„To dlaczego w zasadzie wtedy skoczyłeś?”
Spojrzał na mnie znad tego Parandowskiego i odpowiedział:„Myślałem, że będę lepszy niż Ikar. Ikar był idiotą, Dedal wyraźnie powiedział mu co ma robić. A on zrobił właśnie na odwrót i dlatego spadł. Ja myślałem, że mi się uda, bo przecież tyle lat trenowałem skoki… Gdyby na tym dachu była belka, dobrze wymierzyłbym kroki i doskoczyłbym bez problemu. Tylko zapomniałem, że Ikar miał jeszcze Dedala, który mu o tym powiedział. Który mu powiedział „chłopie, nie masz belki, pamiętaj, że bez belki źle wymierzysz kroki!”. No, a ja nie miałem. Jeszcze głupszy jestem niż Ikar.”
A ja rzuciłem mu na to, bo właśnie to przyszło mi wtedy do głowy:
„Słuchaj, Tośka, przepraszam, że nie byłem twoim Dedalem”.
[Mój kumpel Tośka by Słodki Ziemniak, kwiat-ci-we-wlosy.blogspot.com]
To opowiadanie podobało mi się tak bardzo, że nawet nie wiem, co napisać, żeby nie sprofanować jego genialności, piękna i refleksyjności oraz mądrości. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy skończyłam czytać Mojego kumpla Tośkę, to: Boże. To powinna być lektura szkolna obowiązkowa co roku, od czwartej klasy podstawówki poczynając. Rety, ale ta dziewczyna jest genialna. To jest po prostu jakaś bomba, rewelacja, normalnie majstersztyk! Kłaniam Ci się głęboko, dygam i płatkami róż drogę ścielę, bo, zaiste, za taki kawał literatury najwyższych lotów wszystkie zaszczyty tego świata Ci się należą, Moja Droga Pisarko Przez P w rozmiarze XXXL! Nie będę pisać nic więcej, bo brak mi słów. Kto chce, niech sam przeczyta, sam rozważy i przemyśli – a materiału do rozmowy z samym sobą jest tam od groma.
Twoja opinia na temat tego dziełka zamyka się w dwóch określeniach: romans ciut więcej niż prawie oraz kicz. Z tym pierwszym w pełni się zgadzam, z tym drugim – absolutnie nie. To właściwie scenka, w której opisujesz parę chwil z magicznej nocy, podczas której między zwykłą dziewczyną i zwykłym chłopakiem zaczęło iskrzyć w rytm utworów śpiewanych przez Sinatrę, był tam też gdzieś blues, alkohol dla prawdziwych mężczyzn (<szept> Chociaż mi się wydaje, że prawdziwi faceci piją whisky czystą, bez coli...ale może spotykałaś na swej drodze innych Prawdziwych Mężczyzn niż ja. </szept>), jasnoniebieska koszula i pragnienie zagubienia własnej niedoskonałości w czyichś ramionach. Czy to była prawda, czy tylko nocne marzenie bohaterki – nie wiem, każdy sam może zdecydować, ja wybieram: nie chcę decydować, nie ma to dla mnie znaczenia.
Zamyśliłam się nad tym opowiadaniem, przez chwilkę poczułam się tak, jakbym stała obok tej pary, słyszała tego Sinatrę, czuła zapach whisky wymieszany z zapachem tego faceta, widziała ten gruby warkocz na jej plecach... sporo całkiem ładnych, prawdziwych emocji udało Ci się zamknąć w jednej perełce, Moja Droga. Zawsze uważałam, że napisać krótkie, piękne opowiadanie jest o wiele trudniej niż napisać na przykład powieść – i widzę, że jesteś Pisarką, która równym, pewnym krokiem zmierza po tytuł Królowej Opowiadań. Zazdroszczę i gratuluję. Miły kawałek, naprawdę miły.
Mój kumpel Tośka
„To dlaczego w zasadzie wtedy skoczyłeś?”
Spojrzał na mnie znad tego Parandowskiego i odpowiedział:„Myślałem, że będę lepszy niż Ikar. Ikar był idiotą, Dedal wyraźnie powiedział mu co ma robić. A on zrobił właśnie na odwrót i dlatego spadł. Ja myślałem, że mi się uda, bo przecież tyle lat trenowałem skoki… Gdyby na tym dachu była belka, dobrze wymierzyłbym kroki i doskoczyłbym bez problemu. Tylko zapomniałem, że Ikar miał jeszcze Dedala, który mu o tym powiedział. Który mu powiedział „chłopie, nie masz belki, pamiętaj, że bez belki źle wymierzysz kroki!”. No, a ja nie miałem. Jeszcze głupszy jestem niż Ikar.”
A ja rzuciłem mu na to, bo właśnie to przyszło mi wtedy do głowy:
„Słuchaj, Tośka, przepraszam, że nie byłem twoim Dedalem”.
[Mój kumpel Tośka by Słodki Ziemniak, kwiat-ci-we-wlosy.blogspot.com]
To opowiadanie podobało mi się tak bardzo, że nawet nie wiem, co napisać, żeby nie sprofanować jego genialności, piękna i refleksyjności oraz mądrości. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy skończyłam czytać Mojego kumpla Tośkę, to: Boże. To powinna być lektura szkolna obowiązkowa co roku, od czwartej klasy podstawówki poczynając. Rety, ale ta dziewczyna jest genialna. To jest po prostu jakaś bomba, rewelacja, normalnie majstersztyk! Kłaniam Ci się głęboko, dygam i płatkami róż drogę ścielę, bo, zaiste, za taki kawał literatury najwyższych lotów wszystkie zaszczyty tego świata Ci się należą, Moja Droga Pisarko Przez P w rozmiarze XXXL! Nie będę pisać nic więcej, bo brak mi słów. Kto chce, niech sam przeczyta, sam rozważy i przemyśli – a materiału do rozmowy z samym sobą jest tam od groma.
Październiku
Kiedy przeczytałam to opowiadanie, towarzyszył mi przede wszystkim smutek. Romans w słońcu jesiennym... obrazek, jaki w nim namalowałaś, jest niesłychanie refleksyjny i melancholijny, jest bardzo podobny w gruncie rzeczy do słońca październikowego, które, nadal jeszcze złote i dość ciepłe, z każdym dniem coraz bardziej się oddala i coraz mniej ciepła daje, przypomina o tym, że zbliża się zima. Postaci Janka i Marylee są właściwie tylko rzucone na papier, parę mocniejszych kresek i imię, głównym motywem jest to, co ich łączy, każdego roku, każdego października. To specyficzne opowiadanie, bo właściwie nie ma w nim ani większej fabuły, ani bohaterów: bohaterem jest uczucie i ten celebrowany październik... bardzo intrygująca kompozycja powstała, no i ogromny plus za akcent rodzimy.
Uwaga krytyczna: nie oznaczyłaś cytatu z Who wants to live forever Queen.
Opowiadanie bez tytułu, o początkach ruchu hippisowskiego w San Francisco
Jak chyba słusznie się domyślam, to opowiadanie było pierwszą publikacją na ocenianym blogu. Już na wstępie obsobaczę Cię za ten brak tytułu, tym bardziej, że po pozostałych dziełach widzę, że z wymyślaniem tytułów radzisz sobie bezbłędnie – skąd więc taki brak tutaj? Nadrobić!
Na razie opublikowałaś prolog i dwa rozdziały tegoż opowiadania. Tak, jak wcześniej, i tym razem przeniosłam się w opisywany przez Ciebie świat: magiczny, pełen gwiazd, kwiatów i kropel deszczu, pełen pytań, które naprawdę mają znaczenie i mogą zmienić wszystko. Nie jestem znawczynią ruchu hippisowskiego i nigdy nie interesowałam się nim szczególnie, stąd też Twoje poświęcone mu opowiadanie wyznaczyłam sobie na koniec kolejki do przeczytania, w obawie, że najmniej mi się spodoba. Uspokoję Cię: podobało mi się i zadziałało na mnie tak, jak chciałaś i marzyłaś, pracując nad nim. Mam nadzieję, że na tych trzech kawałkach nie poprzestaniesz, a jak tylko usłyszę o kimś, kto mógłby zapałać do tego opowiadania gorętszym od mego uczuciem, z pewnością mu je polecę.
Uwaga krytyczna: nie oznaczyłaś cytatu Oscara Wilde'a.
Zważywszy na rodzaj i specyfikę Twoich dzieł, zauważyć należy, iż elementy świata przedstawionego ukazujesz z dbałością rozmaitą, w zależności od tego, na ile są one Ci potrzebne i na ile są ważne dla danej historii. Tak więc świat przedstawiony z opowiadania hippisowskiego jest bardziej rozbudowany od tego, jaki ukazałaś w Tośce, niemniej nie postrzegam tego za błąd, wręcz przeciwnie. W każdym z opowiadań mówisz o świecie przedstawionym dokładnie tyle, ile Czytelnik, tak subiektywnie, jak i obiektywnie, powinien wiedzieć – dobra robota. W ten sam sposób bawisz się bohaterami: wspominałam, że w Październiku prawie ich nie ma, za to w Wojnie.... jest ich sporo, to samo przy opowiadaniu hippisowskim. Bardzo fajne jest to, że tworzysz postaci własne naprawdę charakterystyczne, zapadające w pamięć, żywe, wielobarwne. Są pisarze, którzy muszą portret bohatera kreślić z mozołem, przy użyciu wielu słów – Ty nie musisz tego robić, nie potrzebujesz wielu słów, by powiedzieć wiele i to jest w Twojej twórczości bardzo piękne i bardzo ważne.
Podziwiam to, że poruszasz bardzo różne tematy i że za każdym razem wychodzisz tego wyzwania literackiego zwycięsko, w glorii zasłużonego uznania ze strony swoich Czytelników. Czego się nie dotkniesz – zmieniasz to w perełkę, radzisz sobie bezproblemowo, potrafisz pisać zabawnie, mądrze, poważnie, smutno i radośnie – za każdym razem nieodmiennie fascynująco. Czy ja Ci mówiłam, że masz wielki talent? Masz i błagam, nie zmarnuj i nie zatrać go!
Przeczytałam kilka różnych historii napisanych przez Ciebie i myślę, że powiedziało mi to o obie i o Twoim stylu więcej, niż gdybym przeczytała kilkanaście rozdziałów jednej historii. Poznałam Cię z różnych stron i powiem Ci, że gdybyśmy spotkały się na żywo, nawet przypadkiem, wiedziałabym, że to Ty. Otacza Cię na pewno aura czegoś niezwykłego, pozytywnego i głębokiego, jest w Tobie wiele wrażliwości, prawdy i dojrzałości – wszystko to widać w Twoich publikowanych na blogu zapiskach. Nie wiem, czy piszesz od dawna, ale myślę, że tak – nie przestawaj. Bardzo podobało mi się to, co mogłam przeczytać na Twoim blogu i mam nadzieję, że wielki świat jeszcze o Tobie usłyszy, pod Twoim własnym imieniem i nazwiskiem, bo jesteś naprawdę wyjątkowa i wyjątkowe jest to, co piszesz.
Dwa słowa jeszcze o słownictwie i dialogach. Masz znakomity warsztat literacki i potrafisz z niego korzystać bardzo zręcznie; tyczy się to również słownictwa, które jest odpowiednio miękkie i subtelne, twarde i ostre, enigmatyczne albo proste – zawsze tam, gdzie akurat takie powinno być. Czyta się Ciebie z przyjemnością, niezależnie od tematu. Zapis dialogów w większości przypadków nie budził moich zastrzeżeń technicznych ani stylistycznych.
Kiedy przeczytałam to opowiadanie, towarzyszył mi przede wszystkim smutek. Romans w słońcu jesiennym... obrazek, jaki w nim namalowałaś, jest niesłychanie refleksyjny i melancholijny, jest bardzo podobny w gruncie rzeczy do słońca październikowego, które, nadal jeszcze złote i dość ciepłe, z każdym dniem coraz bardziej się oddala i coraz mniej ciepła daje, przypomina o tym, że zbliża się zima. Postaci Janka i Marylee są właściwie tylko rzucone na papier, parę mocniejszych kresek i imię, głównym motywem jest to, co ich łączy, każdego roku, każdego października. To specyficzne opowiadanie, bo właściwie nie ma w nim ani większej fabuły, ani bohaterów: bohaterem jest uczucie i ten celebrowany październik... bardzo intrygująca kompozycja powstała, no i ogromny plus za akcent rodzimy.
Uwaga krytyczna: nie oznaczyłaś cytatu z Who wants to live forever Queen.
Opowiadanie bez tytułu, o początkach ruchu hippisowskiego w San Francisco
Jak chyba słusznie się domyślam, to opowiadanie było pierwszą publikacją na ocenianym blogu. Już na wstępie obsobaczę Cię za ten brak tytułu, tym bardziej, że po pozostałych dziełach widzę, że z wymyślaniem tytułów radzisz sobie bezbłędnie – skąd więc taki brak tutaj? Nadrobić!
Na razie opublikowałaś prolog i dwa rozdziały tegoż opowiadania. Tak, jak wcześniej, i tym razem przeniosłam się w opisywany przez Ciebie świat: magiczny, pełen gwiazd, kwiatów i kropel deszczu, pełen pytań, które naprawdę mają znaczenie i mogą zmienić wszystko. Nie jestem znawczynią ruchu hippisowskiego i nigdy nie interesowałam się nim szczególnie, stąd też Twoje poświęcone mu opowiadanie wyznaczyłam sobie na koniec kolejki do przeczytania, w obawie, że najmniej mi się spodoba. Uspokoję Cię: podobało mi się i zadziałało na mnie tak, jak chciałaś i marzyłaś, pracując nad nim. Mam nadzieję, że na tych trzech kawałkach nie poprzestaniesz, a jak tylko usłyszę o kimś, kto mógłby zapałać do tego opowiadania gorętszym od mego uczuciem, z pewnością mu je polecę.
Uwaga krytyczna: nie oznaczyłaś cytatu Oscara Wilde'a.
Zważywszy na rodzaj i specyfikę Twoich dzieł, zauważyć należy, iż elementy świata przedstawionego ukazujesz z dbałością rozmaitą, w zależności od tego, na ile są one Ci potrzebne i na ile są ważne dla danej historii. Tak więc świat przedstawiony z opowiadania hippisowskiego jest bardziej rozbudowany od tego, jaki ukazałaś w Tośce, niemniej nie postrzegam tego za błąd, wręcz przeciwnie. W każdym z opowiadań mówisz o świecie przedstawionym dokładnie tyle, ile Czytelnik, tak subiektywnie, jak i obiektywnie, powinien wiedzieć – dobra robota. W ten sam sposób bawisz się bohaterami: wspominałam, że w Październiku prawie ich nie ma, za to w Wojnie.... jest ich sporo, to samo przy opowiadaniu hippisowskim. Bardzo fajne jest to, że tworzysz postaci własne naprawdę charakterystyczne, zapadające w pamięć, żywe, wielobarwne. Są pisarze, którzy muszą portret bohatera kreślić z mozołem, przy użyciu wielu słów – Ty nie musisz tego robić, nie potrzebujesz wielu słów, by powiedzieć wiele i to jest w Twojej twórczości bardzo piękne i bardzo ważne.
Podziwiam to, że poruszasz bardzo różne tematy i że za każdym razem wychodzisz tego wyzwania literackiego zwycięsko, w glorii zasłużonego uznania ze strony swoich Czytelników. Czego się nie dotkniesz – zmieniasz to w perełkę, radzisz sobie bezproblemowo, potrafisz pisać zabawnie, mądrze, poważnie, smutno i radośnie – za każdym razem nieodmiennie fascynująco. Czy ja Ci mówiłam, że masz wielki talent? Masz i błagam, nie zmarnuj i nie zatrać go!
Przeczytałam kilka różnych historii napisanych przez Ciebie i myślę, że powiedziało mi to o obie i o Twoim stylu więcej, niż gdybym przeczytała kilkanaście rozdziałów jednej historii. Poznałam Cię z różnych stron i powiem Ci, że gdybyśmy spotkały się na żywo, nawet przypadkiem, wiedziałabym, że to Ty. Otacza Cię na pewno aura czegoś niezwykłego, pozytywnego i głębokiego, jest w Tobie wiele wrażliwości, prawdy i dojrzałości – wszystko to widać w Twoich publikowanych na blogu zapiskach. Nie wiem, czy piszesz od dawna, ale myślę, że tak – nie przestawaj. Bardzo podobało mi się to, co mogłam przeczytać na Twoim blogu i mam nadzieję, że wielki świat jeszcze o Tobie usłyszy, pod Twoim własnym imieniem i nazwiskiem, bo jesteś naprawdę wyjątkowa i wyjątkowe jest to, co piszesz.
Dwa słowa jeszcze o słownictwie i dialogach. Masz znakomity warsztat literacki i potrafisz z niego korzystać bardzo zręcznie; tyczy się to również słownictwa, które jest odpowiednio miękkie i subtelne, twarde i ostre, enigmatyczne albo proste – zawsze tam, gdzie akurat takie powinno być. Czyta się Ciebie z przyjemnością, niezależnie od tematu. Zapis dialogów w większości przypadków nie budził moich zastrzeżeń technicznych ani stylistycznych.
Błędy: 9,5/10 pkt
Nie znalazłam błędów w Oni i w opowiadaniu hippisowskim.
Wojna wymaga poświęceń
1.
Lily usadowiła się na kolanach ukochanego, czule tuląc policzek do jego niesfornej czupryny.
Imiesłowy przysłówkowe współczesne, których przykładem jest użyte przez Ciebie tuląc, jednoznacznie wskazują na to, że czynność wyrażona czasownikiem oraz czynność wyrażona imiesłowem wydarzyły się jednocześnie (notabene, w odróżnieniu od imiesłowów przysłówkowych uprzednich, które przyjmują formy np.: powiedziawszy, poszedłszy i które wskazują na to, że czynność wyrażona czasownikiem wydarzyła się po czynności wyrażonej imiesłowem, np.: Pokroiwszy chleb, posmarowałam go masłem.). Myślę, że w sytuacji opisanej przez Ciebie komentowanym zdaniem kolejność czynności była taka: najpierw Lily wtarabaniła się mężulkowi na kolana, a dopiero potem przytuliła policzek do jego czupryny – a zatem wykluczone jest użycie imiesłowu przysłówkowego współczesnego, wskazane natomiast – użycie tego uprzedniego. Zdanie wyglądałoby zatem tak: Usadowiwszy się na kolanach ukochanego, Lily czule przytuliła policzek do jego niesfornej czupryny.
2.
Alicja Longbottom, ubrana w śliczną, błękitną sukienkę bez rękawów, wkroczyła do salonu za unoszącym się w powietrzu talerzem z niewielkim, lecz ślicznie przyozdobionym tortem.
– Zdrowie Jamesa! – zakrzyknął donośnym barytonem Fabian Prewett, unosząc szklankę z resztką swojej ognistej whisky Blishena.
Siostra obrzuciła krytycznym spojrzeniem jego niezdrowo zaczerwienione policzki. Otwierała już usta, by skomentować jakoś zachowanie brata, ale mąż złapał ją za rękę i mruknął uspokajająco:
–Daj spokój, Molly. To w końcu urodziny Jamesa. Wszystkim nam należy się odrobina odpoczynku od tego wszystkiego. Za Jamesa! – dodał już głośniej, nie puszczając jednak jej dłoni.
– Za Pottera! – Po pokoju rozszedł się gwar nierówno wypowiadanych życzeń i wznoszonych raz po raz toastów.
Fragment o siostrze w odniesieniu do poprzedzającej go sytuacji z Alicją sprawił, że automatycznie podmiot siostra powiązałam z Alicją i zaskoczona byłam tym, że to nie o niej mowa. Myślę, że lepiej byłoby dookreślić tę siostrę, choćby przez zapis Jego siostra, siedząca na kanapie koło swojego męża, Artura [...].
Stylistycznie zwrot gwar życzeń nie przemawia do mnie, dlatego Ci go podkreśliłam, choć z technicznego punktu widzenia zwrot ten nie powinien budzić żadnych zastrzeżeń. Gwar życzeń... no, powiedzmy, że się czepiam: dla mnie gwar dotyczy tylko rozmów, życzeń jakoś nie bardzo.
3.
Ponad jego ramionami inni goście także spoglądali w płomienie, bo każdy chciał chociaż przelotnie przywitać się z powszechnie lubianym Longobottomem.
Literówka: powinno być Longbottomem.
4.
Nigdy nie był tak odważy jak jego przyjaciele.
Literówka: powinno być odważny.
5.
James wyjrzał z kuchni, ale Syriusz uprzedził go i wołając, że otworzy pobiegł w stronę przedpokoju.
Myślę, że przed pobiegł... także powinien być przecinek.
6.
Zamaszystym ruchem otworzył drzwi wejściowe, kłaniając się w pas i wywijając niezwykłym nakryciem głowy, nim w ogóle zdążył spojrzeć kogo właśnie wpuszcza do domu.
Zrezygnowałabym z tego zdążył i napisała nim w ogóle spojrzał; przed zdaniem składowym kogo właśnie... zabrakło przecinka.
7.
W jednej chwili różdżka znajdująca się w ręku jego brata pojawiła się różdżka została wycelowana wprost w niego.
Chyba czegoś tu jest za dużo...
8.
– Czekaj! – Krzyknął Regulus, robiąc gwałtowny unik.
Błąd w zapisie dialogu.
Dialogi składają się z wypowiedzi dialogowych oraz omówień; na przykładzie wygląda to tak:
– W czym mogę ci pomóc? – zapytał Adam.
– W czym mogę ci pomóc? – zapytał Adam.
Kursywą zapisałam wypowiedź dialogową, podkreśliłam zaś jej omówienie.
Są dwa typy omówień:
a/ bezpośrednie – wiążą się z czynnością wypowiadania danej wypowiedzi, np.: – W czym mogę ci pomóc? – zapytał Adam.
Zasadą jest, że takie omówienia zapisuje się od małej litery a kropkę stawia się dopiero po omówieniu, tj.: po całej frazie utworzonej przez wypowiedź i omówienie (nie stawia się kropki po wypowiedzi dialogowej).
TAK:
– Panie przodem – powiedział Adam, otwierając przed nią drzwi.
NIE:
– Panie przodem. – powiedział Adam, otwierając przed nią drzwi.
– Panie przodem. – Powiedział Adam, otwierając przed nią drzwi.
– Panie przodem – Powiedział Adam, otwierając przed nią drzwi.
b/ pośrednie – nie dotyczą bezpośrednio czynności wypowiadania się, np.: – Panie przodem. – Otworzył przed nią drzwi.
Zasadą jest, że takie omówienia zapisuje się od wielkiej litery a kropkę stawia się zarówno po wypowiedzi dialogowej, jak i po jej omówieniu.
TAK:
– Panie przodem. – Otworzył przed nią drzwi.
NIE:
– Panie przodem – Otworzył przed nią drzwi.
– Panie przodem – otworzył przed nią drzwi.
– Panie przodem. – otworzył przed nią drzwi.
W przypadku omawianego dialogu zachodzi właśnie sytuacja zapisu omówienia bezpośredniego od dużej litery, co jest błędem; krzyknął powinno być zapisane od małej litery.
9.
Dostrzegli coś z rozpaczliwej desperacji, jedynie maskowanej pogardą.
Szyk powinien być następujący: maskowanej jedynie pogardą, bo jedynie odnosi się nie do czynności maskowania, ale do tego, czym podmiot był maskowany.
10.
– Żebyśmy uwierzyli, że nie możemy go pokonać, tak? Żeby odebrać nam nadzieję?! – Starszy z Blacków uderzył pięścią w stół.
– Nie! Posłuchaj mnie choć ten jeden raz, Syriuszu! Zrozumiałem, że Voldemort nie dąży już tylko do oczyszczenia rasy. –James syknął, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Podkreślone omówienie nie dotyczy osoby wypowiadającej się (z kontekstu wiadomo, że wypowiada się Regulus), powinno być zapisane więc nie bezpośrednio po tej wypowiedzi, lecz od nowego wiersza. Dobrze to zapisałaś na przykład w tym fragmencie:
– On chce rządzić nami wszystkimi, chce żebyśmy byli jego sługami, podnóżkami! Przelewa czystą krew na równi z krwią mugoli! Nie za to chciałem walczyć, rozumiesz?
Syriusz wstał gwałtownie z kanapy, na której siedział i wyszedł do kuchni, by nie słuchać więcej tego, co mówił jego brat. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę są spokrewnieni.
11.
Kobieta wyszła szybkim krokiem z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ponownie kłaniają się zasady rządzące imiesłowami przysłówkowymi: zastosowany przez Ciebie typ imiesłowu przysłówkowego wskazuje na to, że Lily jednocześnie wychodziła z pokoju i zamykała za sobą drzwi – a chyba raczej było tak, że najpierw wyszła, potem je zamknęła, powinnaś była więc użyć imiesłowu przysłówkowego uprzedniego, w następujący sposób:
Wyszedłszy szybkim krokiem z sypialni, kobieta zatrzasnęła drzwi za sobą z niezłym hukiem.
12.
[...] ryknął James, stając w progu salonu i celując różdżką w związanego wciąż liną gościa.
Proponuję inny szyk, wciąż odnosi się nie do tego, czym był związany, ale że w ogóle był związany: we wciąż związanego liną gościa.
13.
Sarkając pod nosem przywołał różdżkę Regulusa i wyszedł w noc.
Frazy z imiesłowami przysłówkowymi oddziela się od reszty zdania przecinkiem. W omawianym zdaniu zabrakło przecinka przed przywołał.
Mój kumpel Tośka
1.
Tośka nie spadł z nieba, bo nie żyjemy przecież w historyjkach starożytnych Greków i nie wierzymy w takie cuda na kiju, w jakieś woskowe skrzydła. W ogóle w Ikara i Dedala też nie wierzymy, bo to dla nas wszystko głupoty. A jednak Tośka został drugim Ikarem. A może i pierwszym, skoro tamtego Dedalowego nie uznajemy.
Zapis podkreślonych fragmentów sugeruje, że tymi cudami na kiju są historyjki starożytnych Greków, a nie woskowe skrzydła; żeby było wiadomo, że chodzi o woskowe skrzydła, musiałabyś napisać w takie cuda na kiju jak jakieś woskowe skrzydła.
2.
[...] i kiedy się go na przykład połaskocze w stopę, będzie śmiał nerwowo.
Chyba uciekło Ci jakieś się w podkreślonym fragmencie, hm?
3.
To jestem ja, a nazywam się Felek.
Jak mniemam, Felek, to imię Twojego bohatera – więc powinnaś była użyć czasownika mam na imię. Gdybyś podała nazwisko bohatera lub imię i nazwisko, dopiero to uzasadniałoby użycie czasownika nazywać się.
4.
Wszyscy się trochę się o to obwinialiśmy, ale najwięcej Tośka, bo wtedy, kiedy Mariana ten kierowca potrącił, on właśnie szedł spotkać się z nami, zaproszony przez Tośkę.
Z zapisu tego zdania wynika, że na spotkanie został zaproszony i wybierał się nie Marian, a kierowca samochodu; jeśli zaś miałoby wynikać niezbicie, że chodziło o Mariana, zapis należałoby zmodyfikować na następujący: Wszyscy się trochę o to obwinialiśmy, ale najwięcej Tośka, bo Marian w dniu feralnego wypadku szedł właśnie na spotkanie z nami, na zaproszenie Tośki.
Październiku
1.
[...] a ja zacząłem zastanawiać się, o czym mogła myśleć, choć wtedy nie znałem jej jeszcze na tyle dobrze, by to odgadnąć.
Troszkę dziwne to zdanie. Przecież fakt, iż nie zna się kogoś na tyle, by wiedzieć, o czym on w danej chwili myśli, nie przesądza o możliwości zgadywania tego, dlatego zrezygnowałabym z tej części zdania rozpoczętej przez choć.
2.
Siedziała na barierce odgradzającej małą, drewnianą kładkę od płynącej w dole brudnej wody pełnej pustych plastikowych butelek i torebek po chipsach.
Barierka czyli, ja sądzę, poręcz, nie odgradza kładki od wody, tylko człowieka stojącego na tej kładce od krawędzi tej kładki. Odgradzanie czegoś od czegoś ma raczej charakter horyzontalny, nie wertykalny.
________________________
Podsumowując: największej uwagi wymagałyby w praktyce zasady stosowania imiesłowów przysłówkowych oraz szyk zdań.
Ramki: 7/7 pkt
W grupie Co można znajdują się takie ramki, jak:
Dom – czyli strona główna;
Wylęgarnia – czyli spis treści, wielce przydatny!
Absolut – czyli lista blogów, które uważasz za warte przeczytania oraz godne polecenia;
Łap Ziemniaka – tutaj można odnaleźć rozmaite namiary na Ciebie;
W grupie Gdzie można umieściłaś natomiast ramki: Facebook, Instagram, Ask <odnośniki do Twoich stron> oraz Opieprz, Ostrze Krytyki, True Colors <ocenialnie>.
Jest też ramka z cytatami wybranymi przez Ciebie – Ziemniak cytuje, ramka Słodki Ziemniak, w której zdradzasz w paru dowcipnych słowach co nieco o sobie oraz obrazek Noszę kosmos w walizce, ogromnie sympatyczny i przywodzący mi na myśl pewną piękną ilustrację Artura Gołębiowskiego do bajki Ewy Szelburg-Zarembiny pt.: Idzie niebo w Wielkiej Księdze Polskich Bajek (Oficyna Wydawnicza SPAR, Warszawa 1993, s.50).
Cały zestaw jest bardzo sympatyczny, choć nazewnictwo nie do końca do mnie przemówiło – ale tym możesz się akurat nie przejmować.
Dodatkowe punkty: 2/3 pkt
Przyznaję Ci jeden punkt za wrażenie przeniesienia się w świat pełen słońca, kwiatów i dobrej energii (oby więcej takich energetyków we współczesnym świecie!) oraz jeden punkt za przepiękne, mądre opowiadania Twojego autorstwa – a szczególnie za Mojego kumpla Tośkę –, w moim mniemaniu będące godne najwyższych pochwał i uznania ze strony Mistrzów Literatury.
Podsumowanie:
Moja Droga, z przyjemnością informuję, iż niniejszym otrzymujesz ocenę celującą (6), albowiem Twój blog Kwiat ci we włosy oceniony został przeze mnie na 79 punktów na 81 możliwych. Ogromne, życzliwe gratulacje – nie mogło być inaczej, jesteś naprawdę świetna w pisaniu i chciałabym Ci z całego serducha podziękować za to, że to właśnie mi przypadł zaszczyt oceniania Twojej twórczości. Raz jeszcze gratuluję i życzę jak najwięcej pomysłów na opowiadania, czasu do ich zrealizowania, wiernych, zachwyconych Czytelników oraz kreatywnego agenta literackiego!
Moja Droga, z przyjemnością informuję, iż niniejszym otrzymujesz ocenę celującą (6), albowiem Twój blog Kwiat ci we włosy oceniony został przeze mnie na 79 punktów na 81 możliwych. Ogromne, życzliwe gratulacje – nie mogło być inaczej, jesteś naprawdę świetna w pisaniu i chciałabym Ci z całego serducha podziękować za to, że to właśnie mi przypadł zaszczyt oceniania Twojej twórczości. Raz jeszcze gratuluję i życzę jak najwięcej pomysłów na opowiadania, czasu do ich zrealizowania, wiernych, zachwyconych Czytelników oraz kreatywnego agenta literackiego!
jeju, szóstka. gratuluję <3
OdpowiedzUsuńdopóki nie przestaniesz się na mnie dąsać ;-)
OdpowiedzUsuńBrak kropki.
Kwiat ci we włosy, taś, taś!
Nie wiedziałam, że jesteś kaczką.
rysunkowe elementy nagłówka (...) świetnie prezentują się na nieskazitelnie białym tle nagłówka
Powtórzenie.
główna akcja, to impreza urodzinowa Jamesa Pottera
Bez przecinka.
więc chyba gdzieś tam był a Ty go bardziej ożywiłaś
takie omówienia zapisuje się od małej litery a kropkę stawia się dopiero po omówieniu
takie omówienia zapisuje się od wielkiej litery a kropkę stawia się zarówno po wypowiedzi dialogowej
Przecinek przed a.
Chociaż mi się wydaje, że prawdziwi faceci piją whisky czystą, bez coli...ale może spotykałaś na swej drodze innych Prawdziwych Mężczyzn niż ja.
Te twoje tezy nt. Prawdziwych Mężczyzn są żenujące, wiesz? // Brak spacji po wielokropku.
bardzo podobny w gruncie rzeczy do słońca październikowego, które, nadal jeszcze złote i dość ciepłe, z każdym dniem coraz bardziej się oddala
Ale, tego, no... Słońce w zimie jest bliżej Ziemi niż w lecie...
że za każdym razem wychodzisz tego wyzwania literackiego zwycięsko
Z tego.
Lily wtarabaniła się mężulkowi na kolana
Usadowić się i wtarabanić się jednak trochę się różnią znaczeniem, więc nie używałabym ich jako synonimów.
Nigdy nie był tak odważy jak jego przyjaciele.
Literówka: powinno być odważny.
Przeoczyłaś brak przecinka przed jak.
może i pierwszym, skoro tamtego Dedalowego nie uznajemy.
Przeoczyłaś zbędną wielką literę.
mądre opowiadania Twojego autorstwa – a szczególnie za Mojego kumpla Tośkę –, w moim mniemaniu będące godne najwyższych pochwał i uznania ze strony Mistrzów Literatury.
Coś ci się do myślnika przykleiło.
Ty to, kurde wszędzie i tylko poprawiasz. Może napisałbyś/napisałabyś normalny konentarz ?
UsuńKażdy jest tylko człowiekiem i ma prawo popełnić trochę błędów.
A ty ? Na każdej ocenialni i tylko poprawiasz.
Buziaczki :**
Caat :3
Ja to, kurde wszędzie i tylko poprawiam. Może i bym napisała, ale nie wiem, co to konentarz.
UsuńNo popatrz, a ja myślałam, że oposem i popełniać błędów nie ma prawa, dlatego tego zakazuję, o! Popełniania błędów, nie bycia oposem.
A ja nie jestem oposem. Smuteczek. Ale jestem na każdej ocenialni i tylko poprawiam. Skaranie borskie ze mną, nieprawdaż?
Buziaczki.
Shun dwukropektrzy.
Na wstępie chciałam strasznie przeprosić, miałam się zająć komentarzem już parę dni temu, ale po prostu nie znalazłam na to czasu, jest mi przykro, że wykazałam się taką niewdzięcznością, ale już to nadrobię, a może mi wybaczysz... :(
OdpowiedzUsuńMiło mi, że blog podoba się wizualnie, starałam się tym wyglądem jak najwierniej oddać swoją osobowość twórczą i pierwszy raz zabrałam się za to zupełnie sama, z czego jestem dumna. Zawsze to jakiś niewielki krok w przód. ;)
Dziękuję za konkretną radę dotyczącą czcionki - na pewno zmienię tę obecną na inną i z pewnością rozważę ustawienie tej, którą wskazałaś.
"Pojawiła się też intrygująca postać Benia Fenwicka: nie pamiętam, czy był u Rowling, ale jego nazwisko coś mi mówi, więc chyba gdzieś tam był a Ty go bardziej ożywiłaś, mam rację?" - tak, wszystkie postacie pojawiające się w tym opowiadaniu są "kanoniczne" - to jest dla mnie najciekawsze w pisaniu ff, rozwijanie bohaterów, których nie rozwija autor. To i nawiązywanie do treści książek przez takie właśnie drobne uwagi, jak ta, o której wspomniałaś w ocenie (z panem Weasleyem). :)
"Twoja opinia na temat tego dziełka zamyka się w dwóch określeniach: romans ciut więcej niż prawie oraz kicz. Z tym pierwszym w pełni się zgadzam, z tym drugim – absolutnie nie." - to poniekąd miło, w końcu żaden autor chyba nie chciałby, by ktoś brał jego dzieło za kicz, ale jednak dla mnie to opowiadanie jest właśnie kiczowate. Może to dlatego, że opisuje ten rodzaj relacji, który mnie wydaje się jakąś kiczowatą odmianą romansu. Jest wznioślej, niż powinno być, jeśli się weźmie pod uwagę, że tak naprawdę jest po prostu o pijanej dziewczynie zbajerowanej przez faceta na imprezie. Ale może i jest to zaletą tego tekstu. Trudno powiedzieć ;)
Naprawdę zaskoczyłaś mnie swoją opinią o "Tośce"! Do tej pory raczej to opowiadanie spotkało się chyba z najmniejszą przychylnością czytelników - zwykle chwalono narrację (z czego się cieszyłam, bo był to pewien rodzaj eksperymentu i najwidoczniej wynik nie przedstawia się najgorzej) i na tym się kończyło. W innych przypadkach wytykano niektóre inne cechy jako złe, a tu - proszę! Bardzo, bardzo mi miło. :D
"Uwaga krytyczna: nie oznaczyłaś cytatu z Who wants to live forever Queen." - wydawało mi się, że jeśli w dialogu pada już, że to cytat z Queen, nie muszę tego oznaczać... Nie lubię umniejszać inteligencji czytelnika. Ale może rzeczywiście powinnam oznaczyć tytuł piosenki...
"Już na wstępie obsobaczę Cię za ten brak tytułu, tym bardziej, że po pozostałych dziełach widzę, że z wymyślaniem tytułów radzisz sobie bezbłędnie – skąd więc taki brak tutaj? Nadrobić!" - ależ to opowiadanie ma tytuł, "1963". :D Zdaję sobie sprawę, że nie jest on bardzo wysokich lotów, ale wydaje mi się, że jest najlepszym, na jaki mnie stać ;) Zapewne to nieporozumienie wynika ze złego zapisu w spisie treści, powinnam podać tytuł, postawić dwukropek i wypunktować rozdziały, zamiast pisać "1963:" przed każdym odnośnikiem. To rzeczywiście może sprawiać wrażenie, że później zacznie się np. "1964:" :D Jednak kompozycja tego, nazwijmy to, opowiadania opiera się na wydarzeniach rozgrywających się od stycznia do grudnia 1963 roku i jest to bardzo ważne (stąd rozdziałów powstanie dwanaście, a tytuł to właśnie tylko rok, to ważny element tekstu) :)
"Uwaga krytyczna: nie oznaczyłaś cytatu Oscara Wilde'a." - tutaj bezwzględnie się zgadzam - oznaczenie powinno być i będzie. Dziękuję :)
(część druga komentarza)
UsuńNajbardziej jestem wdzięczna za wytknięcie błędów :D Od razu biorę się za ich poprawienie i dziękuję ślicznie za ich wskazanie - nie mogłam się nigdy doprosić, by ktoś mi je wypunktował, a chociaż sama czytam wielokrotnie tekst przed wstawieniem (czekam zwykle do kilku tygodni z opublikowaniem czegoś, żeby nabrać dystansu i na spokojnie wszystko przeanalizować), wiem, że zdarzają mi się potknięcia. Zwłaszcza przy poprawkach w ostatniej chwili, jak w przypadku "Wojny", kiedy przy wstawianiu dostrzegłam nieścisłość w treści, więc zmieniłam część opowiadania, no i błędów rzeczywiście jest tu najwięcej.
Jestem pewna, że od teraz zwrócę jeszcze większą uwagę na imiesłowy i ślicznie dziękuję za tę lekcję :)
Mam tylko zastrzeżenie (a może wątpliwość) co do tego fragmentu: " Dostrzegli coś z rozpaczliwej desperacji, jedynie maskowanej pogardą.
Szyk powinien być następujący: maskowanej jedynie pogardą, bo jedynie odnosi się nie do czynności maskowania, ale do tego, czym podmiot był maskowany." - w powyższym zdaniu chodziło mi jednak o to, że desperacja była jedynie maskowana (a więc jedynie odnosi się do czynności maskowania) pogardą, to znaczy, że Regulus tak naprawdę był zdesperowany i jedynie maskował to pogardą, czyli pogarda była w zasadzie udawana (a w każdym razie była maską), a nie o to, że maskował desperację generalnie, ale jedynie pogardą i niczym innym.
Dziękuję ślicznie za rzeczową i konkretną ocenę, a także za wszystkie miłe słowa. Pisać nie przestanę, to akurat mogę obiecać ;)
Pozdrawiam ślicznie całą załogę :)
Moja Droga, serce rośnie, gdy czyta się takie komentarze:-) Dziękuję za wszystko, co tu napisałaś:-) Cieszę się, że moja ocena Ci się przyda oraz że zapoznałaś się z nią tak wnikliwie:-) A za opóźnienie w reakcji absolutnie się nie gniewam.Trzymaj się ciepło i pisz, pisz, pisz!
Usuń