sobota, 20 września 2014

[244] Opowieści zza szafy

Autorka bloga: Wiedźma Tailtiu
Autorka oceny: Marta

 [...] Zawahałam się, w każdym jego ruchu było coś dziwnego. Rzucił złotą monetę starszej kobiecie pilnującej stoiska i uśmiechnął się do mnie zadziornie.
- Po co ci ta cała biżuteria i te tatuaże? – spytałam i ugryzłam owoc, który on wciąż trzymał w dłoni. Dopiero po chwili dotarło do mnie możliwe znaczenie tego z pozoru prostego gestu. Odsunęłam się zmieszana.
- Ciebie mogę spytać o to samo – zarechotał, odgryzając kawałek jabłka i znów idąc wzdłuż stoisk. Podbiegłam za nim.
- Hej! Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
Każdemu handlarzowi poświęcał minimum uwagi, jakby to, co oglądał nie było warte swojej ceny.
- Ty na moje także nie, więc jesteśmy kwita… - Posłał mi zaczepny uśmieszek i wyrzucił ogryzek jabłka, gdzieś w tłum. Rozległo się gniewne przekleństwo.
- Czy wszyscy ludzie są tacy jak ty? – warknęłam gniewnie – Szczerze, nie spotykam was na co dzień i teraz naprawdę cieszę się z tego powodu…
Volontaire odwrócił się, przyglądając mi się z rozbawieniem.
- Czy wszystkich ludzi twoja przyjaciółka traktuje patelnią? Nie dziwię się, że tak rzadko ich spotykasz.
- Czy według ciebie to jest śmieszne?
- Absolutnie nie – odparł już z kamienną twarzą, a po chwili wybuchnął śmiechem. Zauważyłam jednak, że uśmiech nie obejmuje jego oczu i nie dźwięczy w nim prawdziwa radość.
- Czemu wciąż grasz?
Uśmiechnęłam się triumfalnie widząc, że trochę zbiło go to z tropu. Z łowcy mógł zmienić się w ofiarę, a wyglądało na to, że ta opcja mu nie leży.
- O ile dobrze wnioskuję, nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Jeśli jednak bardzo cię to interesuje, zawsze chciałem być aktorem…
- Uważaj, bo ci uwierzę – parsknęłam. – Dokąd mnie prowadzisz?
- O nie, słońce, nigdzie cię nie prowadzę. Sama za mną leziesz. – żachnął się Volontaire na co natychmiast poczułam się urażona.
- Wiesz. Po tym jak się zachowałeś w grocie mógłbyś być trochę milszy.
Najwyraźniej besztanie go przynosiło wręcz odwrotny skutek, bo mężczyzna zaperzył się i spojrzał na mnie, po czym rzucił jakby od niechcenia:
- Po pierwsze, byłem pijany. Po drugie, jakbyś powiedziała, że ci się nie podoba raczej bym nie próbował cię dotknąć. Z tym, że twoja koleżanka poczuła się bardziej „dotknięta” od ciebie – tu zrobił efektowną pauzę – a zaraz po tym, jak ona poczuła się dotknięta to ja poczułem się walnięty. Powinienem dostać od ciebie jeszcze jednego całusa za trwały uszczerbek na zdrowiu i kolejnego za straty psychiczne!

[Fragment rozdziału IV, "Upiorny Wędrowiec", Wiedźma Tailtiu]

Pierwsze wrażenie: 10/10 pkt
 
Adres, belka, ogólnie.
 
Odkąd po raz pierwszy odwiedziłam Twojego bloga, Wiedźmo, żałuję, że nie mogę przyznać Ci, na przykład, dwudziestu punktów na dziesięć za pierwsze wrażenie lub dziewięćdziesięciu na czterdzieści pięć za treść. Od pierwszej chwili wiedziałam, że trafiłam na bloga, który jest, mówiąc krótko, wyjątkowy w każdym calu – i zdania nie zmieniłam, a wręcz się w nim ugruntowałam, zapoznawszy się z Twoją twórczością. To miejsce, w którym dzielisz się nie tylko swoją pasją literacką, ale także – talentem rysowniczym; miejsce, w którym rzeczywiście czułam się tak, jakbym przeniosła się do innego świata, przyciągającego jak magnes i absolutnie fascynującego.
Adres natychmiast naprowadził mnie na słuszne skojarzenie z fantastyką – nie tylko przez natrętną wizję szafy, w której przypadkiem Łucja odkryła przejście do Narnii (choć Twoje opowiadanie interaktywne Droga na zamek było swoistą szafą dla mnie). Użyłaś frazy wzbudzającej duże zaintrygowanie i łatwo pozostającej w pamięci, natomiast nie jestem pewna, czy powtórzenie jej również na belce było optymalnym rozwiązaniem (zaznaczam: optymalnym, nie – „jedynym właściwym”). Jeżeli mogę Ci coś zaproponować: pomyślałabym nad tekstem wzbudzającym jeszcze większe zaciekawienie, podsycającym aurę tajemniczości. Wierzę w Twoją wyobraźnię, więc na tej ogólnej sugestii poprzestanę.
 
Wygląd: 6/6 pkt

Nagłówek, szablon, czcionka, przejrzystość, ogólnie.
 
Jak już wspominałam wyżej, na blogu wyrażasz siebie nie tylko słowem, lecz również – rysunkami. Mapa stworzonego przez Ciebie świata, portret najbardziej uroczego zbójcy na świecie – to tylko niektóre z wzbudzających mój podziw ilustracji Twoich opowieści. Poruszające, piękne wizerunki smoka stworzonego z kluczy ptaków oraz uśmiechającego się wilka (Hej, serio takie odniosłam wrażenie co do niego i nie dam sobie tego wyperswadować nikomu; za każdym razem, gdy na niego spoglądałam, miałam wielce pozytywne skojarzenie z Ta-Hunt i to było naprawdę fajne uczucie!), widniejące na nagłówku Twojego bloga – są również Twojego autorstwa, podkreślają wyjątkowość bloga. Na nagłówku umieściłaś napis: Opowieści zza szafy | Czyli wyhodowana przez Wiedźmę zakurzona | cywilizacja na etapie koła. Moim zdaniem, układ tego napisu powinien być następujący: Opowieści zza szafy | Czyli wyhodowana przez Wiedźmę | zakurzona cywilizacja na etapie koła. Zważywszy na czas i miejsce akcji publikowanych na ocenianym blogu opowiadań, jest w tym jakaś nutka humoru i przekory – Twój znak rozpoznawczy zdecydowanie!
Szablon jest estetyczny, schludny i oryginalnie skonstruowany, stanowi dopełnienie całości Twojej wizji literackiej. Kolorystykę bloga utrzymujesz w stonowanych szarościach i bielach, stosujesz czytelne czcionki – to sprawia, że blog jest bardzo przejrzysty, a oczy Czytelnika niemogącego oderwać się od lektury Twojej twórczości – są mniej zmęczone, niż mogłyby być. 
Moim zdaniem, wygląd bloga wystawia Tobie jako jego Właścicielce jak najbardziej chlubne świadectwo. Jesteś Artystką, Wiedźmo – to widać. Gratuluję talentów oraz umiejętności ich wykorzystania i wyeksponowania!
 
Treść: 43/45 pkt

Na blogu opublikowałaś dwie opowieści główne: Upiornego Wędrowca i Opowieść Przewoźniczą oraz dwa spin-offy (opowiadania rozwijające pewne wątki, które w opowieściach głównych znalazły się na drugim planie), pod tytułami: 1) Mroczny oraz 2) Tam, gdzie umierają cienie (czy Śladem Westy, to, póki co, zonk?). W ramkach znajduje się też Droga na zamek, opowiadanie interaktywne dosłownie i w przenośni wprowadzające Czytelnika w świat Lasu Hercyńskiego.
Wędrowiec liczy sobie póki co dwadzieścia numerowanych cyframi rzymskimi rozdziałów oraz prolog, który dopisałaś całkiem niedawno. Jak sama wspominałaś, jest to opowieść predysponująca do miana „technologii przestarzałej” – zaczęłaś publikować ją ponad dwa lata temu, w międzyczasie tworząc inne opowiadania oraz zawieszając bloga. Rzeczywiście, gdy porównałam dla przykładu rozdział XX z rozdziałem IV (w którym znajduje się jedna z moich ulubionych scen, zacytowana wyżej i do którego mam ni mniej, ni więcej słodką słabość), wyraźnie dostrzegłam, że obecnie piszesz trochę inaczej, dojrzalej, lepiej; widać, że rozwinęłaś się przez ten czas, z czego się cieszę i czego Ci serdecznie gratuluję. Przy okazji, chciałabym też wspomnieć o tym, że w rozdziale XX zastosowałaś perspektywy dwojga bohaterów, pisane w drugiej osobie liczby pojedynczej. Świetny zabieg stylistyczny, świetnie wykonany. Jeszcze jeden uśmiech z mojej strony pod adresem tego wpisu: soundtrack. Odpłynęłam!
Opowieść Przewoźnicza na razie liczy sobie tylko dwa fragmenty. Co dla Twojego stylu charakterystyczne, udało Ci się już na przestrzeni tych dwu wpisów zarysować główny wątek i tło, nakreślić postaci oraz dać Czytelnikom jasno do zrozumienia klimat, w jakim będzie utrzymana ta opowieść; moim zdaniem, tylko częściowo jest to zasługą tego, że Twoje wpisy są pokaźnej długości (wiem, narażam się... ale przypominają mi się eseje Hermiony Granger, średnio o stopę dłuższe niż wymagał profesor :D). Jest mhrocznie... ale lubię Twoją mroczność, a koncepcja Przewoźników i umowy przewozu (wybacz użycie tak prawniczego terminu, zboczenie zawodowe) niesłychanie mnie wkręciła, więc z pewnością będę na Twojego bloga zaglądać w oczekiwaniu na kolejne fragmenty tej historii. Opowieści poboczne są jednowątkowe i jednoczęściowe, stanowią intrygujące dopełnienie obrazu, jaki uzyskuje się po lekturze opowieści głównych.
 
Świat. Zaznaczyłaś, że sama nie wiesz, jakie relacje łączą opowieści główne, poza tym, że ich akcja dzieje się w tym samym świecie i, być może, w tym samym czasie. Świat przedstawiony wykreowałaś od początku do końca samodzielnie, przemyślanie, niezmiernie malowniczo i magicznie oraz z fantazją i rozmachem równymi Tolkienowi, którego notabene nie czytałaś, więc moje uznanie dla Ciebie w tym punkcie jest tym większe (bądź co bądź, Twój umysł, sam z siebie i przez nikogo wcześniej nie podpuszczany podążył przez meandry wyobraźni ścieżką bardzo bliską tej, którą podążały myśli Twórcy jednych z najbardziej hołubionych dzieł z półki Klasyka Fantastyki... a co będzie za parę lat, gdy ten ogień Twojego talentu rozbucha się na dobre? Och i ach po prostu). W zasadzie, mam tylko jedną krytyczną uwagę: świat przedstawiony jawi mi się jako całość dopiero wtedy, gdy przeczytam wszystkie Twoje opowieści, gdy zapoznam się ze wszystkimi ramkami od deski do deski i gdy zaprzęgnę dodatkowo na pomoc swoją wyobraźnię. Niech to będzie jasne: to świetnie, że potrafisz wyważyć proporcje kreacji na tyle, by zostawić margines przestrzeni dla wyobraźni Czytelnika, że nie narzucasz mu jednoznacznie tego, co sama widziałaś i czułaś, pisząc, ale rzecz w tym, że sama Twoja wizja literacka plus moja jako Czytelniczki wyobraźnia bez ramek nie nasyciłyby wystarczająco mojej ciekawości. Krótko mówiąc: za dużo istotnych kwestii na temat świata znalazło się w ramkach, za mało zaś – w tekście zasadniczym. Przypilnuj się, gdy będziesz pracowała nad kolejną opowieścią.

Bohaterowie Upiornego Wędrowca. Bardzo żywe, malownicze i mocne kreacje, właściwie już od samego początku opowieści – tu należy Ci się znów wielkie uznanie, albowiem nie sztuką jest wprowadzić kilku(nastu) bohaterów na przestrzeni dwóch pierwszych rozdziałów, natomiast jest sztuką wprowadzić i poprowadzić ich tak, by Czytelnik nie miał kłopotu z ich odróżnieniem. Tobie udało się to perfekcyjnie. Oczywiście, chętnie rozpisałabym się teraz na temat tego, jaki ogrom różnorodnych uczuć wzbudzał we mnie Volontaire (Boże, ta moja słabość do złych...), ale boję się, że rozmarzę się za bardzo, wskutek czego ta ocena potoczy się zupełnie nie w tym kierunku, w którym powinna, więc pozwolę sobie tylko rzec, że jak najbardziej zgadzam się z Twoimi Czytelnikami i Fanami: pomysł na Volontaire'a miałaś mistrzowski. Niemniej, to Marbas jest postacią, która przysporzyła mi najwięcej refleksji i którą postrzegam jako kreację na bardzo wysokim poziomie wtajemniczenia pisarskiego; to kreacja niezmiernie dojrzała i głęboka. Co więcej, Marbas nie jest bohaterem pierwszoplanowym, pojawia się kilkukrotnie – ale jak już, to z taką mocą (nie do końca Złą...), po której nie jestem w stanie pozbierać swoich myśli, zaś serducho bije na alarm: GENIUSZ! Zaiste słusznie zowiesz się Wiedźmą...
W zasadzie podoba mi się, że postaci Volontaire'a i Marbasa rozwijasz nieco w Tam, gdzie umierają Cienie oraz w Mrocznym: uważaj tylko, żeby nie przesadzić z tym umieszczaniem informacji na temat bohaterów w różnych miejscach, tj.: w różnych opowieściach i w ramkach; nie zakładaj bezwzględnie, że każdy, kto odwiedzi opowieści-zza-szafy.blogspot.com, potraktuje to miejsce całościowo. Mogą być tacy, którzy zajrzą, przeczytają jedną z opowieści głównych i potem będą mieć pretensje, że o zbroi Marbasa jako Suzerena napisałaś w zupełnie innej historii, na którą, jako Czytelnicy niespragnieni wędrowania po Twojej stronie, nie trafili.
Żeby nie było, że kreacje bohaterów płci męskiej zagarnęły sobie całą pulę moich (niebiańskich) doznań, wspomnę o tym, że kreacje bohaterek wyszły Ci również godnie, choć z mniejszym iskrzeniem (ale być może sądzę tak, ponieważ Vay szybko zaczęła wzbudzać we mnie tylko irytację oraz uczucia temu pokrewne; patrząc na to od strony technicznej, można by jednak stwierdzić, że, po prostu, wzorowo nakreśliłaś sylwetkę elfki pozbawionej pozornie silniejszego charakteru i starającej się za wszelką cenę odnaleźć w tej zawierusze, w jaką jednym źle odczytanym gestem wpędziła siebie, swoją rodzinę i przyjaciół).
Uwaga ogólna w tym punkcie: do ideału zabrakło mi ciutki hmm... logiki, harmonii? Relacje między bohaterami, ich zachowania, przeżycia, ich wybory – czasami wydawały się być nie takie, jakich wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi można by oczekiwać – i nie mówię o tym, że brakowało mi, aby Volontaire w końcu rzucił się na Vaylean. Po prostu miałam często wrażenie, że prowadzisz akcję jakimś tropem po to, by w najmniej oczekiwanym momencie wykonać zwrot, gwałtowny i niekoniecznie dobry dla fabuły. Zaznaczam jednak raz jeszcze: jest to uwaga ogólna i nie żądaj ode mnie konkretnych argumentów, konkretnych przykładów; przekazuję Ci moje odczucie, byś wzięła je pod uwagę i zastanowiła się, czy nie ma w nim czegoś, co mogłoby Ci pomóc w dalszym pisaniu.

Czas i miejsce. Czas i miejsce akcji są jasne dla Czytelnika w każdym punkcie, nie gubią go. W Opowieściach zza szafy opierasz się na intrygującym założeniu, że choć to świat XVII wieku, to gości w nim magia i sporo nowoczesnych technologii – bardzo fajnie to oddajesz, nie wykorzystujesz tego jako standardowego ułatwienia i wyjaśnienia pewnych sytuacji. Czasem gubisz się w nazewnictwie (poza nazwą Gildii dostrzegłam także, że rzadko używasz nazwy Las Hercyński, zapadła mi ona w pamięć bardziej z ramek niż z tekstów opowieści).

Wątki. W Twoich opowieściach, zwłaszcza Upiornym Wędrowcu, jako tej najbardziej rozbudowanej, mamy do czynienia z misterną, fascynującą i wciągającą od pierwszego akapitu siecią wątków, miłosnych i mrocznych, przygodowych i sensacyjnych, magicznych i nie, et cetera, ale i spin-offy napisałaś w sposób, którym udowadniasz niezbicie, iż, czytając Twoją twórczość, nie można się nudzić. Nie omieszkam w następnych kilku zdaniach poruszyć kwestii wątków bardziej szczegółowo, a zatem, ad rem:
* Nekaré i Yvet, to para bohaterów, których losy śledzić możemy na kartach Opowieści Przewoźniczej. On jest Przewoźnikiem, ona Przesyłką, którą trzeba dostarczyć do krainy oddalonej o wiele przygód, z pewnością bardziej niebezpiecznych niż bezpiecznych. Kontrakt, jaki ich łączy jak i sama sylwetka Przewoźnika spowite są perfekcyjnie stworzoną przez Ciebie mgłą tajemnicy, której rozwianie może bardzo drogo kosztować. Wątek tego niesłychanego duetu jest wątkiem, który z pewnością ma więcej wspólnego z thrillerem niż z tradycyjną baśnią, lecz jego klimat jest tak wciągający, że, mimo strachu, chce się czytać dalej tę historię (tylko może lepiej jest przedtem zaparzyć sobie malinowej herbatki, która rozgrzeje krew zmrożoną nagłymi zwrotami akcji i przerażającym sarkazmem Przewoźnika).
* Mroczny, to z kolei tekst, który przybliża postać znanego już z Wędrowca Marbasa; rozwijasz tutaj wątek Marbasa jako Suzerena (Złego). Ponieważ mam słabość do tego bohatera, zapoznałam się z Mrocznym z wypiekami na twarzy i skupieniem takim, że gdyby ktokolwiek śmiał mnie z niego wyrwać, gorzko by tego pożałował (i uczyniłabym mu coś o wiele gorszego niż to, co obudzonym księżniczkom wychodzi najlepiej wiesz, co mam na myśli). Nie zawiodłam się w swoich oczekiwaniach: to była minorowa, mistrzowsko poprowadzona opowieść, ukazująca parę chwil z egzystencji Marbasa, chwil dość ważnych dla lepszego zrozumienia jego postaci i pewnych detali, które nie zostały wyjaśnione w innym miejscu. Pocałunek z Mir i rozładowanie Kamienia to jedna ze scen, które nakreśliłaś z największym wyczuciem i z obezwładniającą dramaturgią.
* Jak wspominałam wyżej, w Tam, gdzie umierają cienie uchylasz rąbka tajemnicy, a właściwie – tajemnic bohatera utytułowanego na początku niniejszej oceny przez te słowa piszącą najbardziej uroczym zbójcą wszechświata. W tej opowieści opisujesz misję, jakiej pewien intruz, być może Cień, podjął się na zlecenie nieznanej bliżej osoby, a która to misja polegała na wykradnięciu z zamku elfów królewskiej korony w zamian za wskazanie źródła krwi jednorożca. To, plus kropla krwi spływająca z prawego oka, plus uwodzenie wyrwanej ze snu królewny i sztywne rękawice – brzmi znajomo? Ano, brzmi, bowiem, o ile się nie mylę, pod postacią owego złodzieja skryłaś właśnie Volontaire'a, znów sprytnie wykorzystując koncepcję spin-offu do przekazania Czytelnikom paru istotnych informacji. Zabrakło mi (być może nie dość dokładnie wczytałam się w tekst albo niedobrze go zrozumiałam) bardziej bezpośredniego nawiązania do miejsca, w którym umierają cienie: w zasadzie, poza wskazówką, że światło je niszczy, nie odczytałam tam niczego więcej na ten temat. Poza tym jak zwykle: chcę więcej!

Opisy. Już od pierwszych chwil, jakie spędziłam, czytając Opowieści zza szafy stało się dla mnie jasnym, że mam do czynienia z osobą, która ma nieprzeciętne zdolności i która jednym zręcznym zdaniem potrafi ukazać Czytelnikowi obraz, który wryje mu się w serce i pamięć na zawsze, która potrafi stworzyć opis poruszający każde włókienko duszy. Zaprzysiężenie Tancerzy, rozmowa Vay i Volontaire'a zacytowana na wstępie oceny czy też rozmowa tychże w trakcie burzy na murach, to były prawdziwe diamenty. Chapeau bas, Wiedźmo.
 
Styl. Stworzyłam co najmniej pięć wersji zdań na temat Twojego stylu i wszystkie skreśliłam, jako banalne i nie będące w stanie oddać moich wrażeń; może więc poprzestanę na tym, że totalnie mnie uwiodłaś...?
 
Słownictwo. Raz czy dwa jakiś tam kolokwializm i wyrazik, który do świata przedstawionego jak pięść do nosa pasował, ale ze względu na ogólne bogactwo zasobu słów i godną florecistki swobodę w korzystaniu z niego – wybaczam.
 
Fabuła: oryginalność, dialogi i ogólne odczucia. Poza wyżej wspomnianymi, żadnych zastrzeżeń pod kątem fabularnym nie mam. Dialogi - rewelacja, także pod kątem technicznym.
Twoje pomysły są nomen omen fantastyczne, pełne fantazji, z nutką dowcipu a nieraz mroku, wielokrotnie doprowadziły mnie do wybuchu śmiechu (raz podczas podróży komunikacją miejską; jeśli dostanę mandat za zakłócanie porządku publicznego – a miny pozostałych pasażerów wyraźnie wskazywały na to, że ich zdaniem, taki mandat jak najbardziej mi się należy – prędziutko i z radością wyślę go do Ciebie), a każdego wieczoru, który spędzałam na lekturze Opowieści..., produkowały sny pełne magicznych roślin, groźnych stworów oraz ponętnych zbójców, czających się w lesie skrywającym same tajemnice (choć po przeczytaniu Opowieści Przewoźniczej przyśnił mi się wilkołak, któremu ledwo uciekłam...). W niektórych dialogach wzniosłaś się na szczyty tego, co nazywam tu iskrzeniem, ukazując tym samym swoje poczucie humoru, inteligencję oraz... przewrotność. Droga na zamek zaś była fantastyczną przygodą, podczas której towarzyszyły mi piekielna ciekawość, odrobina lęku, ale przede wszystkim – rozbawienie i podziw dla Twojej fantazji i zdolności uwiecznienia jej słowem pisanym. Potwierdzam, że bycie bohaterką Twojego opowiadania interaktywnego zapamiętam na długo jako super zabawę i będę polecać ją innym mogącym docenić Twoją twórczość.

Błędy: 9,5/10 pkt

Ocenie szczegółowej poddałam rozdział XX Upiornego Wędrowca, jako wpis najbardziej aktualny na blogu.

1.
Kiedy już w swej karierze narazisz się samemu królowi i po kolei wszystkim książętom, na dodatek nawiejesz z Twierdzy, z której nikt dotąd nie uciekł i, co gorsza, ujdziesz z życiem – w najlepszym razie zostajesz banitą.

Myślę, że to zdanie brzmiałoby lepiej, gdybyś przed wtrąceniem na dodatek dodała spójnik a.

2.
Możesz pić do rana, nie przejmując się, że następnego dnia, będziesz umierał w robocie. Możesz ujeżdżać konie, na które w normalnej sytuacji nie byłoby cię stać. Kraść, rabować, porywać dla okupu, albo w każdy inny sposób grać możnym na nerwach.

Przecinki po że następnego dnia i przed albo są zbędne (przecinek przed albo stawia się wtedy, gdy spójnik ten został użyty więcej niż jeden raz i to stawia się go przed drugim i każdym z następnych użyć albo).

3.
Posyłasz znaczące spojrzenie w kierunku tapczanu, gdzie leży dziewczyna, której poprzedniego wieczora tak uprzejmie zaaplikowałeś końską dawkę środka uspokajającego.

Mam wrażenie, że użyłaś tutaj gdzie, aby nie powtarzać fraz z użyciem który itd., choć to jedna z nich pasowałaby tu najbardziej. Widzę jednak trzecią możliwość: Posyłasz znaczące spojrzenie w kierunku tapczanu, na którym leży dziewczyna. Poprzedniego wieczora byłeś uprzejmy zaaplikować jej końską dawkę środka uspokajającego.

4.
Chłopak nie patrzy na ciebie, nie odrywa wzroku od ostrza tańczącego między palcami twojej lewej dłoni. [...] Nie krzykniesz, ani się nie zamierzysz. [...] Przez następne pół godziny, zamiast drzeć się w niebogłosy, chłopak będzie próbował rozciąć więzy. I tak nie da rady. Jest za gruby.

W pierwszym z zacytowanych wyżej zdań przecinek zamieniłabym na dwukropek, aby podkreślić zgrozę chłopaka; myślę, że taki efekt jest w tym wypadku bardziej atrakcyjny od efektu wyliczanki tego, czego opisywana postać nie robi – a taki osiągnęłaś komentowanym zapisem.
Przecinek przed ani jest zbędny: wobec tego spójnika obowiązuje taka sama reguła, jak wobec spójnika albo: przecinek tylko w przypadku wielokrotnego użycia spójnika, przed drugim i każdym z kolejnych użyć.
Błąd ortograficzny: wniebogłosy pisze się łącznie, nie zaś rozłącznie.

5.
Cicho zamykasz za sobą drzwi i ignorując nieprzyjemne ciągnięcie w plecach, schodzisz po schodach. [...] Przechodzisz pustym korytarzem aż do kuchni. W promieniach porannego słońca czujesz się nieprzyjemnie zmęczony. Oglądasz swoją prawą dłoń. Nic się nie zmieniło. Zaciskasz i rozluźniasz pięść, czując niemrawe ukłucia bólu. [...]

Zasadą jest, że frazy z użyciem imiesłowów przysłówkowych (dzielimy je na uprzednie, tj. przyjmujące formy typu: zrobiwszy, poszedłszy, przeczytawszy oraz na współczesne, przyjmujące formy typu: robiąc, idąc, czytając, ignorując) oddziela się od pozostałych części zdania przecinkami. W pierwszym z cytowanych wyżej zdań, fraza z użyciem takiego imiesłowu przyjęła kształt wtrącenia, więc przecinek powinien znaleźć się przed nią i po niej; poprawny zapis wygląda zatem następująco: [...] sobą drzwi i, ignorując nieprzyjemne ciągnięcie w plecach, schodzisz [..]. U Ciebie zabrakło przecinka przed frazą.
Użyłaś czasownika czujesz się i imiesłowu czując w zdaniach, między którymi, co prawda, znalazły się dwa inne (zwykło się stosować regułę dopuszczającą powtórzenia danego wyrazu w odstępie co najmniej dwóch zdań między sobą), ale sądzę, że mogłaś pokusić o zapis eliminujący użycie wspomnianego czasownika, przy jednoczesnym uwzględnieniu użycia podobnego mu imiesłowu dwa zdania dalej. Propozycja takiego zapisu: Promienie porannego słońca sprawiają, że twoje zmęczenie nieprzyjemnie potęguje się.

6.
Eicca, stołeczne miasto Leretii, gdzie piwo jest drogie, a burdele… szczerze go nienawidzisz. Idąc w tłumie, odwijasz rękawy koszuli, żeby ukryć tatuaże. [...] Nie spałeś całą noc, musiałeś się upewnić, że to, co usłyszałeś od elfki to nie jakieś rojenia.

Jeżeli chodzi o zapis zdania po wielokropku, to zasada jest następująca: jeżeli wypowiedź następująca po wielokropku stanowi kontynuację tej, która znajduje się przed nim, to jej zapis rozpoczyna się od małej litery, natomiast w przeciwnym wypadku – od wielkiej. Wydaje mi się, że pierwsza wypowiedź bohatera pomknęła sobie w nicość i ta wypowiedź, która następuje po wielokropku, jest wystarczająco oderwana od tej przed nim, więc powinna być zapisana od wielkiej, nie zaś małej litery.
Mam wątpliwości co do tego, czy przy wyżej zacytowanym opisie sytuacji słusznie użyłaś określenia odwijać. Moim zdaniem, odwijanie ma coś wspólnego z odkrywaniem tego, co dotąd było zakryte, z otwieraniem, z odsłanianiem, natomiast w sytuacji, w której mowa jest o zakryciu lub zasłonięciu, w kontekście rękawów koszuli i ramion pokrytych tatuażami – bardziej adekwatnym określeniem wydaje się spuszczasz lub rozwijasz.
W ostatnim z cytowanych wyżej zdań zabrakło przecinka przed drugim to.

7.
Widzisz, że ludzie są świadomi twojej obecności, ale nie chcą cię zauważać. Czujesz się jak duch, albo Upiorny Wędrowiec.

Znów drobiazg stylistyczny: zamiast widzisz ja użyłabym dostrzegasz.
Przecinek przed albo jest zbędny, ponieważ spójnik ten został użyty tylko jednokrotnie.

8.
Pochylasz się, opierając łokcie o kolana i splatasz dłonie, żeby nie patrzeć jak się trzęsą. [...]
– Shëloi… – Na usta pchają ci się inne określenia, wiązanki.

Zabrakło przecinka przed jak się trzęsą.
Rozbudowałabym końcówkę omówienia wypowiedzi dialogowej, np.: [...] inne określenia i wiązanki słów zdecydowanie dziesięć razy gorszych od przekleństwa krasnoludów.

9.
Wszystko, dlatego że kazałeś wzmocnić ramiona. [...] Nie żebyś był w stanie rzucić, albo utrzymać ostrze w prawej dłoni, ale czasami, z zaskoczenia, udaje ci się po prostu dźgnąć kogoś w oko.

Przecinek w przypadku użycia frazy dlatego że stawia się w zależności od znaczenia danego zdania, np.: Nie zjem już więcej ciasta dlatego, że jestem najedzona ma przekaz nieco inny niż zdanie Nie zjem już więcej ciasta, dlatego że jestem najedzona; w pierwszym przypadku akcent pada na konkretny powód niedokonania czynności (nie zjem ciasta dlatego, że jestem najedzona, a nie dlatego, że mi nie smakuje), zaś w drugim – akcent pada raczej na samo niedokonanie czynności aniżeli na jej przyczyny (nie zjem już więcej ciasta, a przyczyną tego jest to, że jestem najedzona). Wracając do Twojego zapisu, zacytowanego na początku tego ustępu: uważam, że przecinek powinien się był znaleźć w nim po dlatego, ponieważ wyraźnie akcentowałaś powód zaistnienia danej sytuacji, a nie sam fakt jej zaistnienia.
W drugim z cytowanych zdań niepotrzebnie postawiłaś przecinek przed albo.

10.
Z brygantyną czujesz się niemalże kompletny, tylko ta przerażająca pustka na piersi po Sercu Arniela.[...]
– Jesteś szalony, być może bardziej szalony niż ja będę kiedykolwiek. – Roter Lith śmieje się cicho, wstaje z ławki i odchodzi nie oglądając się za siebie.

In fine pierwszego zdania zabrakło mi choćby wielokropka, nie mówiąc o tym, że najbardziej zabrakło mi tam czasownika, bez którego ta część zdania brzmi jakoś... pusto.
Zabrakło przecinka przed niż (powinien on tam być, ponieważ stawia się przed niż przecinek, gdy słówko to oddziela zdanie składowe) oraz przed frazą z imiesłowem przysłówkowym nie oglądając się.

11.
W brzuchu mi zaburczało, znak, że czas już na śniadanie. Po posiłku chciałam ukraść sobie trochę czasu, żeby pójść do ogrodu.
[...]
Chciałam już iść i coś zjeść. Należało mi się. Wysprzątałam już dziesięć innych pomieszczeń i ręce mi odpadały.
[...]
– Dziękuję, Roge. – Zdziwiło mnie trochę, że mówiła bez sovońskiego akcentu.

Powtórzenie słowa czas (pierwsze użycie zamieniłabym na pora i problem z głowy).
Powtórzenie słowa już (Wysprzątałam już zamieniłabym na Dotąd zdążyłam wysprzątać).
Błąd w zapisie dialogu: omówienie nie wiąże się z reakcją osoby wypowiadającej się, więc powinno było zostać zapisane od nowego wiersza.

12.
Pomoc służbie lub niewolnikom to nie w stylu arystokracji.
[...]
Styl ubierania elfów był zupełnie inny.
[...]
To tak jakby on tu gdzieś był… 
[...]
Na przykład zamykanie złych myśli, albo otwieranie dobrych wspomnień.

Zabrakło mi myślnika przed to i może jakiegoś sarkastycznego przecież po tym spójniku.
Wydaje mi się, że drugie z cytowanych zdań brzmiałoby lepiej, gdyby napisać: ubierania się.
Brak przecinka przed jakby on tu gdzieś był + zbędny przecinek przed albo.

13.
Grunt to nie dać się złapać, nie dać rozpoznać i nie dać zabić.
[...]
W zasadzie wziąłeś go tylko dla zabawy, jeżeli ktoś miałby cię rozpoznać, zrobiłby to.
[...]
Oddzielasz się od strażników i wchodzisz w wąski korytarz wiodący na zachodnią stronę pałacu.

Brak przecinka przed to.
Przecinek przed zrobiłby to zamieniłabym na myślnik.
Wydaje mi się, że korytarz może wieść w stronę zachodniej strony pałacu, ale na jakąś jego stronę – raczej nie.

14.
Niepokoiło to mało powiedziane.
[...]
Jeżeli Król Jastrzębi rozkazałby osłonić całe Irrassus magowie by to zrobili nawet, jeśli wszyscy zapłaciliby najwyższą cenę.
– Cogito zaczekaj.

Przed to w pierwszym zdaniu dałabym myślnik, a przed nawet w drugim – przecinek, jednocześnie usuwając takowy przed jeśli. Zabrakło przecinka po Cogito.

15.
Wielka Rada wiedziała tylko tyle ile powinna wiedzieć.
[...]
Zabawne, jak mycie naczyń wyzwala we mnie filozoficzne przemyślenia.
[...]
Grunt to wiedzieć, jak uciekać, żeby cię nie złapali.
[...]
Jednak, gdy tylko drzwi się zamykają widzisz raptowną zmianę.
[...]
Ludzie zasypiają średnio trzydzieści sekund po tym, jak ułożą się w wygodnej pozycji. To jest lekki sen, który może przerwać, każdy głośniejszy odgłos, ale tobie to wystarcza.

Brak przecinka przed ile, to + zbędny przecinek przed gdy, każdy.
W drugim zdaniu zmieniłabym nieco szyk, aby wzmocnić Twój przekaz, tj.: że Val dziwi się, jakiego rodzaju przemyślenia wyzwala w niej pewna prozaiczna czynność, a nie to, w jaki sposób to czyni – a to właśnie sugeruje Twój zapis. Moja propozycja zmiany jest taka: Zabawne, jakie filozoficzne przemyślenia wyzwala we mnie mycie naczyń albo wręcz Zabawne, jakie filozoficzne przemyślenia mam przy zwykłym myciu naczyń.
Rzeczywiście na zapadnięcie w pierwszy sen wystarcza, powiedzmy, od dwudziestu do czterdziestu sekund od ułożenia się w wygodnej pozycji? To ja chyba nie jestem człowiekiem, bo taki krótki okres wystarcza mi na zaśnięcie tylko wtedy, gdy jestem wyjątkowo zmęczona...

16.
Byłeś pewien, że cię obudziła, chociaż niczego jeszcze nie dotknąłeś, nie postawiłeś kroku w głąb pokoju, nawet dokładniej nie rozejrzałeś po wnętrzu. 
[...] 
W Irrassus po śmierci Króla Jastrzębi, władzę pełnił marszałek. [...] Zazdrościłam mu, że nie musi martwić się ludzkimi sprawami.

Literówka: cię miast się.
Przecinek w drugim z cytowanych zdań jest bez sensu: nabrałby go, gdybyś po śmierci Króla Jastrzębi potraktowała jako wtręt i postawiła przecinek także przed tą frazą.
Ludzkimi? Hola, panienko, a co ja kilka sekund wcześniej czytałam o rozmowie o elfach? Słowo ludzkich powinno być w cudzysłowie.

17.
Wyciągasz z pochwy szeroki nóż, na wypadek, gdybyś nadział się na koniuszego i trzymając się cieni, wychodzisz z pałacu.
[...]
Zostawili tę lampę ot tak?
Pewien, że za chwilę ktoś wejdzie, wsuwasz nóż do pochwy i podbiegasz do Ventusa.

Zabrakło przecinka przed trzymając się cieni i po ot.
Volontaire jest pewien, że za chwilę ktoś wejdzie, ergo – może znaleźć się w niebezpieczeństwie, a jednak chowa broń? Domyślam się, że chodziło Ci pewnie o to, że, świadom tego, jak niewiele czasu ma, chciał szybko schować broń, wskoczyć na konia i zwiać, ale, mimo wszystko, zabrakło mi tego przekazu w tym zdaniu.

18.
Dwa w danilijskiej niewoli, dwa na dojście po tym do zmysłów, rok, na zrozumienie, że Daan stracił lidera… a potem zjawiasz się ty. [...]
[...] w takiej odległości, w której kula wystrzelona z pistoletu będzie miała sto procent szans przebić się na drugą stronę i o ile nie spowoduje natychmiastowego zgonu, wykrwawisz się w męczarniach.

Moim zdaniem, przecinek po rok był zbędny. W drugim z cytowanych zdań pomieszałaś podmioty, ogólnie zapis jest mało logiczny. Propozycja zmiany: w takiej odległości, aby wystrzelona przez niego kula na sto procent przebiła twoje ciało na wylot i spowodowała twój natychmiastowy zgon, a w najlepszym razie zapewniła ci śmierć przez wykrwawienie się w potwornych męczarniach.
_____________________________
 
Piszesz z dużą swobodą i wyczuciem, popełniasz głównie błędy interpunkcyjne, ale wszystkie są do przepracowania. Myślę, że jeśli ponadto będziesz dokładnie sprawdzała wpisy przed ich publikacją, w odstępie paru dni od ukończenia nad nimi pracy, to jesteś w stanie wkrótce dzielić się z Czytelnikami tekstami o jakości najwyższej już pod każdym względem. Trzymam za Ciebie kciuki.
 
Ramki: 6,5/7 pkt

Ramki, to element, w którym puściłaś, a wręcz rzuciłaś z rozmachem wodze wyobraźni. Co prawda, oryginalne i ściśle powiązane z Twoimi opowieściami nazewnictwo sprawiło, że trochę trwało, nim nauczyłam się, gdzie czego szukać, ale za pomysłowość masz z pewnością duży, duży plus.
Na Twoim blogu znajdują się następujące ramki:
1. Opowieść – pod tą ramką ukrywa się strona główna;
2. Wiedźma – czyli, innymi słowy, o Autorce. Ubawiłam się, czytając treść tej ramki, bowiem skonstruowałaś ją na zasadzie scenki, w której zaskoczona przez niespodziewanego gościa Wiedźma chaotycznie próbuje doprowadzić się do ładu oraz wykazać się gościnnością, jednocześnie trajlując niczym katarynka. Sprytne przemycenie informacji prywatnych w prześmiesznym monologu – rewelacja!
3. Zanim zaczniesz – informacja o tym, jakiego rodzaju treści publikujesz, jak zawsze u Ciebie doprawiona mnóstwem dowcipu, inteligencji i trafionej obserwacji świata;
4. Tako rzecze Ojciec Czas – w tym miejscu Czytelnik może zgłębić swoją wiedzę na temat świata przedstawionego, bowiem umieściłaś tu system fantastycznie przygotowanych podstron z pytaniami i opracowanymi odpowiedziami, na zasadzie sympatycznego dialogu z Ojcem Czasem. Gwarancja kolejnych chwil dobrej zabawy z Twoją twórczością;
5. Spis treści - niestety, niezaktualizowany o najnowsze części tekstu; poza tym, nie mam zastrzeżeń;
6. Tawerna Kulawy Lew, a w niej: Wiadomość (notka odautorska o nieścisłościach fabuły), Szynkwas (SPAM), Kwatery (blogi przez Ciebie odwiedzane oraz spis ocenialni, w których zgłosiłaś do oceny swojego bloga; tutaj znajduje się także link do Ostrza Krytyki), Gablota ze złotem (nominacje), Mapa imperium (dzieło sztuki, Moja Droga!) i Opowieści nad kuflem piwa (odnośniki do spin-offów; sygnalizowałam wcześniej problem ze Śladem Westy);
7. Droga na zamek – czyli wychwalane wcześniej opowiadanie interaktywne, w którym Czytelnik może poddać się fantastycznej przygodzie literackiej, dzięki której lepiej będzie orientował się w świecie, do którego przeniesiesz go na kartach opowieści.
Jedyne poważniejsze zastrzeżenie w kwestii ramek mam takie: nie prowadzisz archiwum, a przy kilku opowiadaniach, z których jedno ma już dwadzieścia rozdziałów, takowe by się przydało, tym bardziej, że spis treści nie uwzględnia wszystkich części Wędrowca. A na koniec, ponownie pofolguję swojej ochocie podzielenia się wybitnym fragmentem Twojej twórczości, tym razem – zaczerpniętym z Drogi na zamek. Wyłam przy nim ze śmiechu!

-Ej, słuchaj. Ja mam pospolitą grupę krwi, nic szczególnego – zagadujesz, cofając się po ścieżce. Tymczasem wampir pochyla się do przodu i głęboko zaciąga leśnym powietrzem.
- Młoda, zdrowa, niezbyt dużo żelaza… Rocznik…
- Ty! No, facet weź mi tu nie mów o wieku dobra? Traktujesz mnie jak jakieś markowe wino, może byś pomyślał, że ja też mam uczucia?! – Zaczynasz się drzeć, bo może Klucznik Cię usłyszy i przybędzie z odsieczą? Wampir wzdycha unosząc oczy ku niebu.
- Ja też mam uczucia! Nie, Boże, błagam, nie! Zostaw mnie potworze! – Macha rękami zdenerwowany – A gdzie się podziało stare dobre: Ugryź mnie, Panie? Albo: Bierz mnie jestem Twoja? No człowieku, przecież ja też bywam głodny od czasu do czasu!
Tak się wkurzył, że aż się zapluł… no dobra, talentu do wnerwiania ludzi nikt Ci nie odbierze.

Że tak to ujmę: :D

Dodatkowe punkty: 3/3 pkt

Przyznaję Ci trzy punkty za stworzenie świata, w którym ma się ochotę zniknąć na zawsze; świata, który przepięknie i z niepowtarzalną magią oddaje to, czego oczekuje się po zwrocie czasy ognisk i bajek. Powyższe punkty, to wyraz nie tylko mojego ogromnego uznania i podziwu, ale także podziękowania za tę przygodę, jaką była dla mnie lektura Twojej twórczości, Wiedźmo.
 
Podsumowanie:

Czytając Twoją twórczość publikowaną na niniejszym blogu, czułam się tak, jakbym czytała swoistą starą baśń. Kompletnie poddałam się czarowi Twoich historii; nie wiem, jaką planujesz przyszłość, lecz sądzę, że przemierzanie świata w roli bajarki przysporzyłoby Ci ogromnej sławy, a tym, którzy mieliby zaszczyt usłyszeć Cię choć raz – wielu niezwykle spędzonych chwil (jeśli nie uśmiecha Ci się wędrowanie, możesz nie ruszać się zza biurka czy gdzie tam pracujesz, ale i tak pisane Ci objęcie tytułu Polskiej Margit Sandemo). Masz ogromny talent i mam nadzieję, że nie przestaniesz nigdy go pielęgnować ani rozwijać, bo byłaby to niepowetowana strata dla świata literatury, w którym z całego serca, szczerze i poważnie życzę Ci jak najwięcej sukcesów. Jeśli kiedyś wydasz jakieś dzieło literackie, będzie ono moim must have.
Niniejszym, oceniam Twój blog na punktów 78 na 81 możliwych, co daje ocenę celującą (6). W pełni zasłużyłaś na tę ocenę, a ja ogromnie się cieszę, że miałam zaszczyt ją napisać. Wielkie gratulacje, Moja Droga i powodzenia raz jeszcze! 

1 komentarz:

  1. Jej, to teraz muszę się odnieść do oceny. Zawsze podziwiam ludzi, którzy są w stanie przedrzeć się przez te długie rozdziały, bo co innego śledzić bloga od początku, a co innego wyskoczyć na głęboką wodę. Mogę powiedzieć, że kiedyś rozdziały były krótsze, ale doszłam do wniosku, że trzeba zrobić remanent i z 24 obecnych zrobiło się 19 (rozdział XX doszedł niedawno).

    W zasadzie nagłówek przedstawia lwa i lisa... ale Falcor z Neverending Story też był puchaty – za wszelkie skojarzenia nie odpowiadam. Z napisem miałam ten problem, że musiał pozostać czytelny, jednocześnie nie wjeżdżając z nos stworzenia z ptaków (oczywiście dochodziły jeszcze dylematy czy wyhodowałam przez samo ha, czy cecha...), ale fakt, nie zauważyłam, że podzielił się w bliżej niekontrolowany sposób. Roztrzepana, ja.

    "Śladem Westy" jeszcze nie powróciło po ostatnim zawieszeniu bloga, nie pamiętam dlaczego, ale coś mi w tym opowiadaniu nie pasowało... być może zawierało spojlery do treści...
    Tak szczerze to publikacje Wędrowca zaczęły się trzy i pół roku temu :D Po drodze dwa razy zmieniałam adres i domenę :).
    Nie wiem, na wszelki wypadek nie porównywałabym siebie do Tolkiena – on stwarzał Śródziemie jako odskocznię po przeżytej wojnie...
    Myślę, że Przewoźnicy będą mogli opowiadać o świecie lepiej niż Wędrowiec, tam akcja nie doszła aż tak daleko daleko; a świat przedstawiony powstawał równolegle do idei Wędrowca, jako kolesia, który jest katem nieśmiertelnych.
    Bohaterowie:
    Taak... a Volontaire miał być postacią poboczną, która umiera w piątym rozdziale...
    "i nie mówię o tym, że brakowało mi, aby Volontaire w końcu rzucił się na Vaylean." - hihi, urzekło mnie :D. No, w zasadzie była odwrotna sytuacja nawet ze dwa razy jak to Vaylean rzucała się na Dantego... tyle, że z zębami, pazurami i ostrymi przedmiotami. Zwroty akcji, najprawdopodobniej spowodowane są tym, że nie chciałam wykreować jakiegoś paranormal romance już na pierwszych stronach, w większości przypadków jest takie "nie, kurcze, przecież oni się nie lubią, nie przytulaj go!".
    Z Vay jest ten problem, że startowałam z jej postacią bez większego planu (podczas gdy Dante był ze mną od początku początków pisania, tylko uprzejmie się nie ujawniał), na przyszłość przewidziany jest zwrot akcji, w którym – przynajmniej teoretycznie – ma przestać być taka płaska i irytująca, czy mi się powiedzie, nie wiem (bo ze cztery inne postaci domagają się własnych opowieści).

    Co do Lasu Hercyńskiego: nie występuje w żadnej z opowieści i nie jest częścią świata przedstawionego (przynajmniej na chwilę obecną), powstał, żeby dać możliwość zaistnienia memu marysuistycznemu alter ego – Wiedźmie. Głownie ze względu na fakt, że w każdej książce jaką czytam albo w każdym filmie jaki obejrzę muszę dorzucić własną postać (najczęściej ja sama, albo Volontaire) i totalnie zmienić zakończenie, bo to, które przewidział autor/reżyser jest jakieś denne :D.

    "Gdzie umierają cienie" miało mieć kontynuację, w kórej Volontaire, z sobie znaną uroczością i odrobinę szurniętym poczuciem humoru, wyjaśniałby gdzie one tak konkretnie umierają i może jak to się dzieje. Na razie projekt pozostaje w planach.

    Lubię tą burzę na murach – jestem z niej dumna :D.

    Błędy:
    Najgorsze jest to, że znam zasady poprawnej interpunkcji, ale za Chiny ludowe nie umiem jej stosować, jakaś blokada, czy co... Noale rozpoczęłam współpracę z betą, więc mam nadzieję, że jakoś to dopracuję.

    To mogę teraz powiedzieć, że dziękuję za uznanie i ocenę ;). Pozostaje mi już tylko nie popaść w samouwielbienie i próbować doskonalić się dalej.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy