poniedziałek, 17 marca 2014

[208] bez-sarkazmu

     Witam po długiej przerwie. Serdecznie przepraszam, dwie prace i sesja zabiły mnie na śmierć i nie dały się podnieść przez bardzo długi czas, mam nadzieję, że nie będzie więcej takich zastojów.
     Ocena została tylko pobieżnie przejrzana, gdyż nie chciałam dłużej jej kisić na komputerze, więc jeżeli znajdziecie jakieś błędy to serdecznie przepraszam i chętnie je poprawię, chociaż nie wątpię, że paru starych bywalców znajdzie też inne powody, by zostawić po sobie komentarz.
     Nim zaczniecie czytać: serdecznie polecam to opowiadanie, najlepsze, z jakim od dawna miałam przyjemność się zetknąć! Niestety część oceny poważnie spoileruje treść, więc polecam najpierw przeczytać sam blog.

     Adres: bez-sarkazmu.mylog.pl
     Oceniająca: Elektrownia
     Autorka: szlafrok

PIERWSZE WRAŻENIE (5/10)

     Adres mi się podoba, wnioskuję, że Twoje opowiadanie będzie do bólu szczere i bez żadnej ściemy, lubię takie. Napis na belce pomocny translator przetłumaczył mi jako „czas róż”, co trochę nie zgrywa mi się z adresem ze względu na dwa krańcowe uczucia, ale zobaczymy, co czas przyniesie – może Twój blog łączy gwałtowną szczerość z romantyzmem?
     Niestety pozytywne wrażenie psuje pierwszy rzut oka na tekst. Nie jestem w stanie czytać tekstu biało na czarnym i to pisanego małą czcionką. Nie i tyle. Oczy mnie bolą po pierwszych trzech linijkach i będę zmuszona wklejać całość do worda. Ponadto wybitnie twórczy mylog zawsze na dole bloga wrzuca dodatkową belkę, która na długi czas przysłoniła mi wyjaśnienie dotyczące Twojego menu, przez co po kilku minutach chciałam Cię skreślić z kolejki za brak linku do naszej ocenialni.
     Wrażenie, po odkryciu sposobu poruszania się po blogu, jest dość pozytywne, czekam na rozwój wydarzeń.

WYGLĄD (3/6)

     Na nagłówku widzimy dziewczynę, blondynkę, kilka zdjęć, dość tajemniczych i, moim zdaniem, zachęcających. Stawiam więc, że jest ona główną bohaterką opowiadania, co mogę też wyczytać w zakładce „o mnie”.
     Kolor linków pasuje ładnie do nagłówka, jednak reszty już nie jestem w stanie przeboleć.
     Opowiadania są jedyną jednostką blogosfery, która nie powinna mieć czarnych szablonów, a przynajmniej z takiego wychodzę założenia. Jest tutaj dużo tekstu drobnym druczkiem, a ja szanuję mój wzrok. Mimo ładnego nagłówka i pomysłu na szablon nie będę w stanie czytać tego bloga prosto od Ciebie, gdyż prędzej popłaczę się z bólu oczu, niż dam radę dotrzymać do końca pierwszego postu. Gdyby wszystko wyglądało identycznie, tylko tło byłoby szare, a tekst ciemny – dla mnie idealnie, jednak w tym układzie jestem zmuszona odjąć punkty.
     Wymienione już menu też odbieram dwojako – z jednej strony pomysł jest dobry i sprawia, że szablon jest niepowtarzalny, mimo że potrzeba włożyć w niego więcej pracy, sama często praktykowałam wtapiane menu na mylogu. Z drugiej strony nie wiem, czy ktoś zgadnie od pierwszego wejścia, że sentencja na nagłówku to menu. Może sprawę ułatwiłby język angielski, gdyż więcej osób go rozumie, ewentualnie angielskie dopiski i większe rozrzucenie poszczególnych części na nagłówku. Chyba rozumiem jaką miałaś wizję i pomysł jest bardzo dobry, jednak wciąż mało czytelny.

TREŚĆ (42/45)

     W pierwszej kolejności jestem zmuszona Cię upomnieć – gdzie podziały się akapity? Sama mam z tym tutaj lekkie problemy pisząc oceny, jednak są one obowiązkowe w opowiadaniu, bez tego maluteńka czcionka zlewa się całkowicie i czyta się tekst wyjątkowo ciężko. Mylog dość optymistyczne podchodzi do tej sprawy, więc nie powinnaś mieć z tym wielkich trudności.
     000: Pierwszy raz od dawna widzę tak szeroko rozwinięty prolog, co się chwali, gdyż większość osób nie poświęca mu należytej uwagi. Trzymasz czytelnika w napięciu powracając do ciężkich momentów z życia bohaterki, jak również do tych błahych. Do samego końca nie wiemy, co też widzi dziewczyna otwierając oczy, że tak szybko chce je zamykać. Nie idealizujesz postaci, co widzimy w całej rodzinie bohaterki – matka, która nie wytrzymała  trudów życia, ojciec wtrącony do Azkabanu i psychiczna ciotka, której bohaterka nienawidzi. Rosier, miłość dziewczyny (a przynajmniej tak mi się wydaje po prologu), przedstawiony jest dwojako – jako osoba, która zawsze powinna być u jej boku, a jednocześnie jest sprawcą większości nieszczęść, które ją spotkały. Jedynie Wilkes na razie wydaje się bez wad, ale odnoszę wrażenie, że z czasem się to zmieni. Scena końcowa uświadamia nas, że jesteśmy na pogrzebie tej dwójki. Szczerze opisujesz uczucia dziewczyny, która egoistycznie chciałaby, żeby zostawiono jej choć jednego z nich, jednak świat nie jest aż taki prosty. Kończysz stwierdzeniem, że opiszesz nam tutaj historię Rosiera. Pierwszy raz widzę, by autor piszący w pierwszej osobie opisywała historię kogoś innego, nie swoją własną, ale tutaj już od samego początku da się odczuć, że głównym wątkiem będą losy wymienionego rudego jegomościa. Od razu też da się dostrzec, że w Twoje opowiadanie mówi o trudach i brutalności życia, nie tylko o młodzieńczej miłości i związanych z nią dziecinnych problemach. Prolog bardzo mi się podoba.
     001: Post bardzo dobrze pokazuje obraz załamanego człowieka, potrafisz dobierać słowa do myśli, które gromadzą się w głowie bohaterki, łączysz tu krańcowe uczucia – nostalgię i załamanie z wrogością spowodowaną ujrzeniem nowego sąsiada. Podoba mi się fragment z koleżanką dziewczyny, większość autorów skupia się jedynie na świecie magicznym, a Ty bardzo ładnie połączyłaś go z mugolskim. Zgrzyta mi tutaj trochę idealizacja postaci Rosiera – wiadomo, że są gusta i guściki, dlatego dwie dziewczyny z miejsca zauroczone w rudym sąsiedzie są raczej wyjątkowym przypadkiem. Mam nadzieję, że w dalszej części opowiadania znajdą się takie, które będą miały do niego neutralne lub negatywne podejście.
     Duży plus za fragment z kotem.
     Lekki minus za idealizację i brak rozwinięcia, kim dla Lisy jest Wilkes – szczerze nie lubię, gdy imiona jedynie się przewijają przez tekst, bo nawet, jeżeli przedstawiasz nam potem tę osobę, to ciężko ją powiązać z nazwiskiem wymienionym rozdział lub kilka wcześniej. Przydałoby się tutaj chociaż lekkie wtrącenie o idei jego  pobytu tutaj, gdyż w prologu została również podkreślona obecność jego rodziny, a nie rola, jaką odgrywają.
     002: Mniej akcji niż w poprzednim fragmencie, jednak jest tutaj dużo przeżyć wewnętrznych. Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób przedstawiasz trudny wybór, jakiego musi dokonać Lisa pomiędzy stronami wojny. Mało kto zauważa, że często wybór pomiędzy przyjaciółmi a rodziną jest bardzo trudny i trzeba poświęcić wiele czasu, by obrana droga była zgodna z naszymi przekonaniami, a nie tym, co podpowiadają nam ludzie. Tutaj odnoszę wrażenie, że Lisa wybrała „czystą krew” nie tylko przez wzgląd na siebie, ale głównie przez nacisk ze strony jej znajomych. W normalnym życiu często się to zdarza, dlatego Twoje opowiadanie w moich oczach jest realistyczne i tutaj już niczego nie idealizowałaś. Wreszcie przedstawiasz nam również osobę Wilkesa, jako starego przyjaciela bohaterki. Brakuje mi tutaj chociaż wzmianki o tym, czemu przez tak długi czas nie odzywali się do siebie, ale pewnie wyjaśnisz to trochę później. Wtrącenie o Leah z jednej strony wydaje mi się bardzo dobre, gdyż dodaje element tajemniczości i oczekiwania, z drugiej jednak brakuje mi reakcji Lisy na jej słowa, jedynie dalsze przemyślenia, jakiegoś postanowienia, że nie będzie płakać lub wprost przeciwnie. Odnoszę wrażenie, że ten wątek jest tutaj niedokończony i znowu muszę liczyć na ciąg dalszy w innych postach. Ilość niewiadomych w Twoim tekście jest dla mnie lekko dołująca, gdyż czytam, rozumiem słowa, jednak nie jestem w stanie przyłączyć faktów do ludzi, skutków do przyczyn, uczuć do wydarzeń. Rozumiem, że taki masz styl, klimat Twojego opowiadania zbudowałaś na tajemnicy, jednak w ciągu czytania coraz bardziej mnie to męczy. Widać, że masz pomysł, jednak ja, jako czytelnik, chciałabym przeżywać wszystko wraz z bohaterem, a nie mogę, gdy nie znam powodów jego zachowań czy uczuć. Zdanie lub dwa, nawet jeśli miałyby nie zawierać konkretnej informacji, a jedynie nakierowywać odbiorcę na odpowiedzi do wszystkich zostawionych przez Ciebie pytań, pomogłyby we wciągnięciu czytelnika w opowiadanie – zmuszałyby do rozwiązywania powstałych w toku akcji problemów, których ja nie potrafię sobie postawić nie mając kompletnie żadnych informacji o niektórych zdarzeniach – jest, bo jest.
     W tym poście plus za wyrażenie uczuć i rozmowę z Wilkesem.
     003: Kolejna notka, gdzie jest bardzo dużo treści, a niezbyt wiele faktów i zdarzeń. Osobiście nie przepadam za takimi, nie ważne, jak dobrze byłyby opisane.
     Brakuje mi osadzenia w czasie tego fragmentu. Poprzednia notka wyraźnie kreśliła świat na początku szóstej klasy Luny, gdzie Estera wciąż była obecna. Tutaj nie jesteśmy już w Hogwarcie, a w domu Blacków, Estera nie żyje, nie wiemy, kiedy to wszystko się wydarzyło, przez to ten post wydaje mi się wyrwany z kontekstu. Z tego, co czytałam w „o mnie” wcześniej postów było dużo więcej, teraz skróciłaś znacznie całość opowiadania. Mam wrażenie, że część informacji pogubiłaś w tym wszystkim i należałoby je ponownie odnaleźć. Brakuje mi informacji o rodzicach dziewcząt, o Rosierze, którego historia miała być tu opisana, o „Wilkesie i całej reszcie”, którzy mają nie lubić Malfoya, jednak nie wiemy, dlaczego, skoro ta rodzina cieszy się powszechnym poważaniem wśród czarodziejów czystej krwi. Zbyt dużo pytań bez odpowiedzi, niedopowiedzeń i ogólników. Tajemniczość – oczywiście, jednak tutaj widzę wielkie dziury w informacjach, które chciałabym uzyskać.
     Znowu podobają mi się opisy przeżyć wewnętrznych bohaterki, jej przejście ze zdenerwowania do całkowitej pustki, jej przywiązanie do Narcyzy. Twoje opowiadanie realistycznie przedstawia losy ludzi skrzywdzonych w tej wojnie, którzy, mimo tego że nie walczą, borykają się z problemami stworzonymi przez swoich bliskich i wrogów. Trochę mi brakuje jakiegoś zaangażowania bohaterki w walkę, stawienia się po którejś ze stron, jakiejkolwiek myśli odnośnie sensowności tej wojny.
     004: Wreszcie mamy trochę akcji!
     Bardzo podoba mi się wątek z Virginią. Mało kto zauważa, że wojna i śmierć często niszczą psychikę młodych ludzi i doprowadzają do krańcowych zachowań. Dziwię się nawet, że dziewczyna nie zdążyła jeszcze przeprowadzić jakiegoś zamachu na życie Luny.
     Spotkanie na boisku do quiddicha czytałam już w wielu wersjach, jednak u Ciebie zauroczyła mnie końcówka. We wszystkich poprzednich przypadkach po odtrąceniu dziewczyna odchodziła i dopiero potem uświadamiała sobie, co też poczyniła. Tutaj wariactwo odbywało się jedynie w głowie dziewczyny, a Rosier zaczął być agresywny, co jest rzadko spotykaną cechą bohaterów opowiadań. Nie dał się spławić, a wręcz wywlókł bolesne fakty z życia Luny, by ją sprowokować. Podoba mi się ta jego cecha, gdyż jest bardzo realistyczna, nie starasz się go już idealizować, na co zwróciłam uwagę w pierwszej notce.
     Znowu pojawia się wtrącenie o Leah i znowu mam za mało informacji, by je skomentować. Nie wiem o niej nic: z jakiego jest domu, z jakiej rodziny, z kimś uczęszcza na zajęcia, co ją łączy z Wilkesem lub Rosierem poza wspólną grą? Odnoszę wrażenie, że nie lubisz przedstawiać postaci drugoplanowych i najchętniej skupiłabyś się na trzech lub czterech najważniejszych. W takim układzie jednak przytaczanie innych imion jest niepotrzebne. Wolałabym, żebyś się zdecydowała, czy są to osoby ważne w Twoim opowiadaniu, czy wprost przeciwnie, bo w tej notce mam wrażenie, że Leah jest zapychaczem.
     Ogólnie plus za Rosiera, minus za Leah.
     005: Doczekałam się wreszcie całej notki o Leah! Chociaż w większości nie odpowiada ona na moje pytania i znowu całość jest skupiona tylko na jednym wydarzeniu, to coś niecoś już wiem, chociaż główną zdobytą informacją jest to, że jest równie agresywna, co Rosier.
     Mamy tutaj krótką scenę ataku na szlamę i próby obrony nieprzytomnej dziewczyny przez Lunę. Pomimo wcześniejszych pochwał twoich opisów uczuć brakuje mi tutaj jakiegoś powodu, dla którego główna bohaterka chciała jej pomóc. Mamy informację o tym, że przyjść z pomocą nie może, gdyż stoi zahipnotyzowana przez Leah, jednak brakuje mi jakiegoś stwierdzenia na temat tego, co myśli o znęcaniu się nad dziewczyną. Czy ją zna? Czy uważa, że tak po prostu nie można? Czy uważa, że nie należy tego robić w szkole?
     O tym poście nie mogę zbyt wiele napisać, bo chociaż tekstu jest tyle, co zwykle, to treści znacznie mniej.
     006: Znowu bardzo uczuciowa notka. Trochę mnie razi brak jakiegokolwiek wspomnienia o wojnie, która przecież była wtedy wszędzie, ale postaram się to ominąć.
Nie wiem, czemu robisz z Wilkesa taką ciapę. Odnoszę wrażenie, że jest dla Ciebie osobą, którą musiałaś stworzyć, żeby wszystko się zgadzało, a na którą nie miałaś żadnego pomysłu. Chłopak nie ma żadnych cech charakterystycznych, po prostu sobie jest i pojawia się w momentach, kiedy jest potrzebny: żeby napisać esej, żeby wspierać po incydencje z Gryfonką, żeby stworzyć kolejną już historię nieszczęśliwej miłości. Jest nijaki, co sprawia, że cały post o nim jest dla mnie nudny. Nie wiem, czy wszyscy czytelnicy tak to odbierają, ale to była pierwsza notka, z którą się męczyłam. Nie sugeruję, żebyś od razu kazała mu oświadczyć się Belli czy zrobić coś równie bezsensownego, ale daj mu jakąś twarz, jakiś punkt zaczepiania, który pozwoli pomyśleć czytelnikowi: „Wilkes? A, tak, to ten, który…”.
     Cyzia też w ostatnim fragmencie trochę straciła ze swojej osobowości, którą zobaczyliśmy wcześniej. Nudne rozmowy, nudne zajęcia i dziecinne zabawy. Poprzednio Narcyza, mimo swojej uległości względem rodziny, miała w sobie to coś, może te cosie później powrócą.
     Ogólnie ten post podobał mi się najmniej ze wszystkich, gdyż był o… niczym. Nie potrafię się pozbyć wrażenia, że przeczytałam cztery strony tekstu i niczego to nie wniosło do mojej wiedzy.
     007: Jedną z rzeczy, które zauważam w czasie całości lektury i która bardzo mi się podoba jest przemiana, jaka ma miejsce w podejściu Leny do Rosiera. Z naiwnej, zapatrzonej w przystojnego młodzieńca pannicy staje się młodą kobietą, która zaczyna dostrzegać jego wady i sposób, w jaki ją traktuje. Cieszę się, że poza zgrabnymi słowami i rozbudowanymi przemyśleniami dałaś jej też trochę umiejętności logicznego myślenia i rozróżniania ludzi, którzy są dla niej dobrzy od tych, którym jest obojętna, nie pogubiłaś się w tym, co się chwali.
     Cały fragment z babką Luny również uważam za pozytywny. Pokazałaś tu problemy starego człowieka w konfrontacji z młodym pokoleniem, a jednocześnie ślepe zapatrzenie we własne racje, które prezentuje Ellie. Bardzo dobrze, że przeplatasz w całości opowiadania wątki różnych postaci, nie tylko młodych ludzi, ale również tych starszych i bardziej doświadczonych przez los.
Jednak znowu zaczyna mi się gubić czas i przestrzeń w Twoim tekście. Z tego, co wiem, to dom dziewczyny jest w Londynie, a raczej na jego przedmieściach. Rosier informuje ją, że zamieszkał w Hogsmeade, więc z której strony mają do siebie bliżej? Chyba, że wybiegasz już w przód do jej powrotu do Hogwartu, ale to oznaczałoby, że jeszcze jakiś miesiąc nie będą się widywać i powinno wywołać jakąś refleksję na ten temat.
     008: Jest to pierwsza notka, gdzie zdarzyły się aż dwie rzeczy, nie tylko jedna, przez od razu lepiej do mnie przemawia, lubię akcję.
     Ellie podoba mi się, gdyż jest bardzo ludzka. Mimo swoich niezaprzeczalnych wad posiada człowiecze cechy, przez co nawet jej negatywne nastawienie do głównej bohaterki i Rosiera jest z punktu widzenia całego opowiadania pozytywne. Żałuję tylko, że nie wytłumaczyłaś, w jakich okolicznościach wróciła do domu, gdyż wcześniej była zamknięta w ośrodku.
     Kolejna scena z Leah. Za każdym razem mówisz, że „to jeszcze nie ten moment, kiedy Leah jest ważna” i zastanawiam się, kiedy ten moment nadejdzie, skoro jesteśmy już prawie na półmetku Twojego opowiada, które ma mieć dwadzieścia jeden postów.
     Ogólne podsumowanie:
     Masz poważne problemy z osadzeniem całości swojego opowiadania w czasie, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Często postaci przemieszczają się z miejsca na miejsce jak szmaciane lalki, nie wiedzieć po co i kiedy. Z miejscami jest trochę lepiej, chociaż też czasem nie jestem pewna, gdzie dzieje się akcja. Opisy miejsc są bardzo rozbudowane, więc całość świata przedstawionego prezentuje się pozytywnie.
Wykreowałaś mroczny i tajemniczy klimat magicznej wojny. Trzymasz się go przez cały czas, nie wplatasz raczej bezsensownych scen, a przynajmniej mam nadzieję, że każda z informacji, którą podałaś do tego czasu ma jakieś zakończenie w przyszłości.
     Wątków też masz bardzo dużo. Z jednej strony to dobrze, z drugiej trochę mnie razi monotematyczność rozdziałów. Mam wrażenie, że czytam krótkie opowiadania, nie jedno duże. Brakuje płynnych przejść pomiędzy kolejnymi postami, każdy z nich jest wyrwany z innej rzeczywistości, jedynie klimat jest zawsze ten sam. Wszystkie zakończenia są bardzo tajemnicze, początki niezrozumiałe i zwykle dopiero w ostatnich akapitach uzyskujemy informacje, o czym tak naprawdę piszesz. Dla mnie jest to lekko męczące i tracę zapał do czytania, gdy mam same niewiadome, gdyż raczysz nas informacjami bardzo skąpo.
     Bardzo ładnie operujesz powtórzeniami, jednak też do czasu. Są one u Ciebie głównym środkiem stylistycznym, chyba tylko epitetów masz więcej. Raz na jakiś czas są w porządku, ale dla mnie ich natłok, jaki prezentujesz, nie jest już wcale taki przyjemny. Operujesz bardzo dobrze językiem polskim, widać, że to twój konik, masz bogate słownictwo i ciekawą wyobraźnię, którą starasz się przelać w tekst, jednak sama gubię się w wielorakości opisów, porównaniach z kosmosu i wszystkich tych uczuciach bez akcji. Jest wojna, ludzie się zabijają, koleżanka czeka na śmierć Luny, Leah sypia z nauczycielem, Rosier znika na długie tygodnie, a Ty w tym czasie opisujesz, jak Lena patrzy w sufit i myśli o niebieskich migdałach. Nie przekonuje mnie to.
     Bohaterowie są dla mnie bardzo na plus, są bardzo ludzcy i poza Wilksesem przejawiają sporo cech osobistych, przez co są łatwi do zapamiętania. Jedyne, co mnie w kontekście postaci zabolało to fakt, że ich charaktery często dopasowujesz do potrzeby sytuacji. Leah ma płakać? Będzie płakać. Ma zabijać szlamy? Będzie zabijać. Rosier ma być buńczucznym małolatem. A, będzie! Ma delikatnie sugerować, żeby Lena z nim zamieszkała? Nagle jest czuły. Nie wiem, jaki miałaś w tym zamysł, ale ja to tak odbieram.

BŁĘDY (9/10)

     Bardzo mało.
     001: Dzień, w którym to wszystko się zaczęło, sam zaczął się dokładnie tak, jak dni, w które nie zaczęło się nic. Przy porównaniach nie stawiamy przecinka przed „jak”.
Beznamiętne cześć. Moim zdaniem „cześć” powinno być w cudzysłowie, bo przytaczasz tutaj wypowiedź.
I być może dlatego zareagowałam tak a nie inaczej i zaczęłam wszystko (…) „Tak, a nie inaczej” piszemy z przecinkiem.
     002: (…) że to ojciec – będąc tym, kim był – obrał dla mnie taką a nie inną ścieżkę życiową. Jak wyżej.
(…)a ja przypomniałam sobie równie wyraźnie, jak wyraźnie pamiętam tę zimną ławkę (…) Porównania bez przecinka przed „jak”.
(…) że przecież byłam kiedyś z Cyzią nierozłączna, że tymczasowo tylko zastąpiłam ją sobie Esterę (…) „Esterą”.
     003: (…)gdyby nie te palce, gdyby nie to, że aż siniały i siność ta ostro odcinała się od bieli porcelany jej matki (…) Nie jest to regularny błąd, ale mnie to zastanawia. Siny to właśnie szarawo – biały kolor moim zdaniem, uważam więc, że zaciśnięte palce powinny się właśnie mniej odcinać kolorystycznie od filiżanki.
Zamiast kurczowo trzymać się Narcyzy i sensu jej małych gestów, próbuję się więc skupić na tym, co wydarzyło się przecież przypadkiem (…) Niepotrzebne „więc”.
     006: Nie wiem, ile czasu zajęło Wilkesowi przekonanie Rosiera, że cała ta scena była tylko fatalnym porozumieniem. „Nieporozumieniem”.
(…)nie musiałam już skradać się po własnylim domu i nie musiałam już bać się słońca. „Własnym”.

RAMKI (6/7)

     Już samo utrudnienie w odnalezieniu jakichkolwiek ramek nie działa na Twoją korzyść. Archiwum musi być, odnośnik do głównej strony, krótkie „o mnie”. Do tego ostatniego mam tylko jeden żal, że tu akurat mogłaś zachować trochę tajemniczości, nie pisać od razu, kogo pozabija Rosier i że na końcu on też pójdzie do piachu. Prolog wtedy bardziej by zaskoczył, śmierć Estery tak samo, a Ty streściłaś całość swojego opowiadania tutaj – niezbyt dobry pomysł. Myspot ładnie utrzymany, chociaż średnio przydatny, gdy mamy „o mnie” i możliwość komentowania pod postami, ale co kto lubi.
     Trochę ubogo, ale widocznie lubisz minimalistkę.

DODATKOWE PUNKTY (1/3)

+ Jest to pierwsze opowiadanie na tych ocenach, które tak bardzo mi się podobało i do którego będę chętnie wracać ze względy na realistyczność.

CAŁOŚĆ (66/81) – BARDZO DOBRY

Tutaj chciałabym dodać od siebie, że starałam się raczej skupić na rzeczach, które według mnie były gorsze niż chwalić za to, co jest dobre, gdyż nie od tego jestem. Twoje opowiadanie podobało mi się chyba najbardziej z dotychczas ocenionych i uważam, że masz bardzo duży potencjał i powinnaś bezwzględnie pisać dalej, bo robisz to bardzo dobrze.
Życzę powodzenia i oby więcej takich autorów!

4 komentarze:

  1. bardzo dziekuje za ocene. zasluguje ona na dlugi i dokladny komentarz, ale tak sie zlozylo, ze aktualnie zyje na walizkach i jedna noga juz juz w portugalii, wiec nie bardzo mam gdzie i jak sie do tego zabrac. sprobuje cos machnac w przyszlym tygodniu, ale w domu tak naprawde bede dopiero w kwietniu, wiec nie chcialabym skladac pustych obietnic.
    lysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, życzę w takim razie miłego wypoczynku lub też pracy, nie wiem, w jakim celu się tam wybierasz. Zmieniam nick u góry na szlafrok.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. aż nie wierzę, że w końcu się zebrałam!
    trochę wstyd, bo minął już miesiąc, ale i tak jestem dumna, że w ogóle się doturlałam do laptopa - co ta wizja egzaminów robi z ludźmi, że przypominają sobie o ocenkach?
    jeszcze raz chciałabym podziękować za taką pozytywną opinię. są rzeczy, z którymi się nie zgadzam, ale przespałam się już z tym i... no i czuję, że odnosiłam się już do nich tyle razy, że nie bardzo mam co dodać.
    przyznaję, są elementy tej oceny, które wyjątkowo mi się nie podobały - jakby to, że główna bohaterka w toku ocney jest nazwana aż czterema różnymi imionami, z których tylko jedno jest prawdziwe. i jej babcia staje się ciotką. takie szczegóły to raczej... no wiesz, trzeba sprawdzić.
    nikt poza mną i kicią nie lubi wilkesa i już sie do tego przyzwyczaiłam. wilkes nie ekscytuje, wilkes jest PORZĄDNYM FACETEM, a fandom takich nie trawi. po prostu. jeśli miałabym znaleźć cechę, która definiuje wilkesa, to jego lojalność - on nie chce wykonać żadnego ruchu względem luny nie dlatego, że jest ciapą, a dlatego, że nie mógłby tego zrobić kumplowi.
    jeśli zaś chodzi o leah - cóż, leah nigdy nie będzie ważna. luna w kółko wspomina, że to jeszcze nie moment, w którym leah oszalała. leah oszaleje. ale ważny zawsze i wszędzie będzie tylko rosier, chociaż więcej jest w tym opku ludzi definiowanych przez pryzmat rosiera niż samego rosiera.
    niemniej dziękuję, pozdrawiam i zapraszam ponownie (jak kiedyś ruszę tyłek i zacznę nowy rozdział, ech)
    buziak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do błędów z ciotką/babką - rzeczywiście mogłam coś pokopać.
      Z imieniem - pierwsze dwa posty nawet nie miałam pojęcia, jak bohaterka ma na imię, w końcowej fazie redagowania oceny sądziłam już, że wiem, więc usunęłam ten fragment. Miałam z tym poważny problem.
      Na Leah zwracam uwagę, bo nie lubię takich niedomówień. Jak się zaczyna temat, to się go kończy, a przynajmniej ja tak staram się robić. Dlatego wtrącenia o tym, że potem odegra istotną rolę są dla mnie drażniące.
      Co do Wilkesa - nawet porządni faceci mają w sobie coś wyjątkowego, małego czy dużego, ale coś, co ich odróżnia od reszty, co zwykle można odnaleźć dopiero przy bliższym spotkaniu. Własnie tego mi brakuje u chłopaka.
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy