wtorek, 15 stycznia 2013

[163] it-never-ends-well

Oceniająca: Chemical Rainbow
Autor: Sylville

***

Pierwsze wrażenie:
"To nigdy nie kończy się dobrze". Patrzę na ten adres i patrzę... Nie mogę się w nim dopatrzeć niczego intrygującego i/lub zachęcającego mnie do odwiedzenia Twojego bloga - jest nijaki. Ot, kolejny adres w języku angielskim, szaraczek w tłumie innych, krzykliwych i rozpychających się. Ni to ziębi, ni grzeje. 
Belka? Napis ten sam. Dobrze, tutaj jeszcze bym go przebolała, ale jako adres mnie odstrasza, przykro mi. 
Na samym wstępie nie jestem za bardzo blogiem zainteresowana, ale też - co muszę zaznaczyć, żeby nikt nie zrozumiał opacznie moich poprzednich słów - nie wywołuje we mnie żadnych negatywnych emocji. Po prostu sobie jest, o. 
Zatem entuzjazm bardzo umiarkowany - może to i lepiej? Mogłabym się przecież nakręcić na bloga, bo na pierwszy rzut oka wydawałby mi się wspaniały, a później sromotnie się rozczarować, bo jego treść przedstawia sobą obraz nędzy i rozpaczy. Kto wie, może niepozorne opakowanie skrywa w sobie literacką perełkę? 
Gdybym nie widziała zgłoszenia, w którym jak byk pisze, że to fanfiction potterowskie, w życiu nie powiedziałabym, że "It never ends well" ma jakikolwiek związek z Harrym Potterem. A że jednak coś wspólnego ma, to dla mnie promyczek nadziei - przynajmniej kategoria lubiana. Ale o tym później, w treści.
Pora rzucić okiem na szablon - będzie ciekawie.
(6/10)

Wygląd:
Na wstępie powiem, że niewiele miałam do czynienia z platformą mylog.pl, więc nie wiem, czy będę w stanie wiele Ci doradzić w sprawie szablonu.
Hmm, gdyby się tak przyjrzeć... Może nawet nie będę się musiała za bardzo do niego wtrącać?
Ciemno, skromnie, tajemniczo - tak opisałabym w kilku słowach to, co widzę. Lubię prostotę, więc szablon jak najbardziej mi odpowiada.
Pan ładny, pan James McAvoy, wita mnie po lewej stronie. Oczęta zasłania mu napis... Chyba już wiemy, jaki? Och tak, powiało oryginalnością. Tym razem czerwone "To nigdy nie kończy się dobrze" pasuje do całości (ale w adresie to zło, powtarzam!). Całość jest utrzymana w czterech kolorach - zieleń, czerwień, biel i czerń. Ładnie się komponuje, dobrze to wygląda. 
Przyczepię się do tego, że na dole fotografia z Jamesem wyraźnie odcina się od czarnego tła. Dałoby się coś z tym zrobić? Parę operacji w programie graficznym... Myślę, że to jest do zrobienia. 
Dalej. W Menu porządek i jest całkiem przejrzyście pomimo tego, że nie ma żadnych podstron i wszystkie linki, informacje, spis treści mamy na wierzchu. To chyba ten wyjątkowy przypadek, kiedy coś, co na innym blogu wyglądałoby jak bałagan nie z tej ziemi, tutaj po prostu pasuje. I będę tego bronić, takie Menu mi się podoba.
Czcionka jest maciupeńka, ale większe litery zepsułyby całość. Czytający zawsze mogą skorzystać z opcji powiększania w przeglądarce.
(5/6)

Treść:
Głównym wątkiem jest poszukiwanie - piękna, dobra, prawdy - a więc mamy nawiązanie do Platona. Sam podział rozdziałów bardzo ciekawy - "Poszukiwanie piękna", "Piękno" i "Cena Piękna", i tak z każdą z poszukiwanych cech. To nie jest pisanie o niczym. To poszukiwanie życiowych prawd, wytycznych, jakimi powinniśmy się kierować w swoim życiu. Pomysł jest oryginalny i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyklasnąć autorce.
Dojrzałe przemyślenia na temat życia, inteligentne dialogi okraszone odrobiną poczucia humoru - pod tym względem jestem bardzo zadowolona.
Złodziej dzieł sztuki pracujący na Nokturnie to główny bohater naszej opowieści. Sprytny, całkiem niezły w swoim fachu. Ma duszę artysty, który, jak to ujęłaś, "chciał tworzyć, ale nie potrafił". Po pierwszym rozdziale obstawiam, że homo ludens z niego jak się patrzy - bawić się lubi, ale niekoniecznie przepada za angażowaniem się w cokolwiek (najlepszy tego przykład znaleźć można już w pierwszym rozdziale - jego związek z Ruth). Bywa tchórzliwy. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że trochę w tym życiu zagubiony. Wciąż poszukuje, zmaga się sam ze sobą.
Ruth nie da się chyba nazwać inaczej, jak tylko "dziewczyną do łóżka". Nie jest po prostu super inteligentna. Nie jest naiwna - może stara się taka być. Stara się nie dostrzegać wad Vernera, próbuje go sobie urobić na własną modłę. Nie wierzy w jego zapewnienia o pracy przy biurku, dla niej chłopak jest typowym "bad boyem". Bywa irytująca, czasami się narzuca, nieudolnie flirtuje. Pomimo wszystko darowane są nam sceny płaczu i melodramatyzm. Verner nie kocha jej (a to ci niespodzianka...), nawet nie szanuje. Przynajmniej jest dojrzalsza od tych wszystkich pokrzywdzonych przez los Marysójek.
Holly - uporządkowana, grzeczna, ceni sobie rodzinę. Ja naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem ta dwójka zeszła się ze sobą w przeszłości w celach, że tak powiem, rekreacyjnych.
Fred to kolejna osoba, o której, choć powinna być lepiej nakreślona (przecież to najlepszy przyjaciel głównego bohatera), nie wiemy właściwie nic.

Akcja toczy się swoim rytmem, wciąż i wciąż poszerza o nowe wątki. Rozbudowana, jednak nie przeładowana zdarzeniami. To mi odpowiada.

Jedyne, co mnie trochę zasmuciło, to naprawdę mało opisów. Dobrze, przyznać muszę, że w niektórych rozdziałach - tych, w których akcja jest dynamiczna - nie potrzeba długich opisów. One zepsułyby tylko całość. Ale wypadałoby wiedzieć co nieco o tej vernerowskiej kawalerce, o mieszkaniu Ruth czy Freda. I, rzecz ważniejsza, o wyglądzie bohaterów! Wiem, w co kto się ubierał, znam nos Vernera, posturę Ruth - i to by było właściwie na tyle w tej kwestii. Fred pozostaje wielką tajemnicą. Naprawdę nie obraziłabym się, gdyby było inaczej.

Prolog
Właściwie jest tylko rozmową dwóch podchmielonych panów z rozbitą butelką whiskey w tle.
Dużo życiowych przemyśleń - tylko Bór Zielony wie, że uwielbiam czytać takowe.
Od razu na pierwszy plan wysuwa nam się jeden z najważniejszych wątków tej historii - poszukiwanie piękna. Pomysł naprawdę miły memu sercu. Sam prolog zauroczył mnie ogromnie.
To jest właśnie coś, czego poszukiwałam od dawna.
Rozdział pierwszy
Początek - ku chwale oryginalności - zaczął się od...? Opisu przyrody, a jakże.
O ile wyżej wpadłam w absolutny zachwyt, tutaj już odrobinkę zaczęło mi zgrzytać. Nie, nie, nie! Nadal podoba mi się, jednak odnoszę wrażenie, że, o ile w prologu wszystko było dopieszczone, tutaj jakoś troszeczkę sobie odpuściłaś. W szczególności chodzi mi tutaj o fragment od wyjścia Vernera z mieszkania Ruth do końca rozdziału. 
Rozdział drugi
Kolejny dobry rozdział, choć zauważyłam pewną niespójność. Dosyć zabawna, przynajmniej w moim mniemaniu: nasz Verner wylądował półtora kilometra od domu, w którym wisiał zamówiony obraz. I wszystko byłoby piękne, tylko... Jakim cudem od razu znalazł się przy ogrodzeniu posesji? Naprawdę nie sądzę, żeby właściciel obrazu miał aż tak ogromną działkę, żeby od płotu do domu szedł sobie spacerkiem jakieś półtora godziny. Gratuluję pomysłu.
Za dialogi lubię Cię bardzo. I za akcję, i kreację bohaterów.
I kolejna rzecz, na której się odrobinę zawiodłam - bardzo szczątkowo opisana akcja kradzieży. Myślałam, że dowiem się o tym nieco więcej, a tu kilka zdań... i po wszystkim.
Rozdział trzeci
Był moment gorszy - gdy Verner wypalał swojego papierosa i cios zupełnie go zaskoczył. No proszę ja was, ja tego nie kupię. Nie usłyszałby, jak się Nott senior, ta kupa mięsa, porusza? Co to, podłoga w jego starym (jak mniemam) mieszkaniu wcale nie skrzypi? A jeśli ma kaca, to chyba tym bardziej powinno go wyczulić na każdy możliwy odgłos, tak sądzę. Tak, tak, ten moment był słabszy. Reszta w porządku.
Widzę, Sylville, że postanowiłaś nieźle namieszać w jego życiu.
Rozdział czwarty
Ups, degradacja. Z dzieł sztuki nasz główny bohater został zmuszony do przebranżowienia się na kradzież portfeli i dupereli tego typu. Dla złodzieja to chyba jak uderzenie obuchem, taki spadek w dół w hierarchii
oszustów.
Rozdział piąty
Verner i jego altruistyczne pobudki. Widać u bohatera pewną przemianę - zobaczył swoją córkę i jej matkę, swoją byłą dziewczynę. To spotkanie spowodowało, że, chyba po raz pierwszy w życiu, zaczął żałować, że jego życie toczy się w ten sposób, a nie inny. Już zupełnie niepokojący wydaje mi się fakt, że przez głowę przeszła mu myśl, że już wtedy powinien się ustatkować. Fasada złego chłopca ma niebawem runąć?
Rozdział szósty
Co kobiety kręci w tandetnych tekstach pozostanie dla mnie tajemnicą. Dialogi z Ruth to właśnie te tradycyjne odzywki "złego chłopca", które mi się przejadły.
I prawdziwej akcji poskąpiłaś w tym rozdziale jak nigdy. Ot, taki sobie przerywnik ze sceną seksu, która nie do końca do mnie przemawiała.
Uważam, że ten rozdział jest nieco gorszy od pozostałych.
Rozdział siódmy
Podczas rozmowy z Fredem powiedział, że obiecał Holly, że jej domu już nie odwiedzi. Och, czyżby? Nie sądzę, żeby cokolwiek takiego jej obiecywał. Pod koniec rozdziału piątego jest pewien, że jeszcze tam wróci.
Rozdział ósmy
Kolejny rozdział-przerywnik, jednak tym razem był zdecydowanie dobry. Miejmy nadzieję, że magomedyk będzie w stanie pomóc Lettie.
Rozdział dziewiąty
I tak oto, choć zagwarantowano mu pomoc w sprawie Lettie, Verner został wmanewrowany w polityczne gierki. Nie przypuszczałam, że wpędzisz go w takie kłopoty. Szkoda, że moja historia z tym opowiadaniem się kończy i nie będę mogła ocenić dalszego biegu wydarzeń.
(41/45)

Błędy:
Burke - Teoretycznie nie powinnam się do tego przyczepiać, ale sprawa wygląda tak: "Burke" występuje w oryginale książki J.K. Rowling, natomiast w tłumaczeniu polskim mamy Burkesa. A, jako że Polakami wszyscy jesteśmy, wydaje mi się, że można by było używać tego polskiego odpowiednika. Dobrze, przy wystawianiu punktów za błędy nie będę brała tego pod uwagę, mówię jedynie na przyszłość. W razie jakichkolwiek wątpliwości, w podpunkcie "Etymologia" na TEJ stronie wszystko jest wyjaśnione.
Prolog
"Zniknięcia najstraszliwsze, bo niespodziewane, niepoprzedzone okresem przygotowawczym, niechciane, sprawiające, że cały świat trzęsie się w posadach, kruszy i wali, a potem zapada cisza absolutna, mrożąca do szpiku kości." - [...] świat trzęsie się w posadach, kruszy i wali. A potem zapada cisza absolutna [...]
"[...] nikt nie chce słuchać ich bla bla bla" - nikt nie chce ich słuchać, bla bla bla.
Może dlatego filmy nie są i nie mogą być rzeczywistością, muzyka im nie pozwala, stawiając niewidzialny, choć nieprzekraczalny mur." - [...] nie mogą być rzeczywistością - muzyka im nie pozwala [...]
"- Szalg by to, zbiła się!" - szlag.
Rozdział pierwszy
"[...] na pewno nie pekińczyk, ich nosy były strasznie płaskie, podczas gdy Vernera należał raczej do wydatnych." - myślnik zamiast wyróżnionego przecinka.
"[...] a potem uśmiechnęła się szeroko, przecież właśnie po to oboje tu byli: żeby się uśmiechać i dobrze bawić." - [...] a potem uśmiechnęła się szeroko. Przecież właśnie po to oboje tu byli [...]
"Dlatego właśnie nie lubił robót w niedziele, psuło mu to wizję dnia, ale w jego zawodzie trzeba było umieć dostosować swój harmonogram." - Dlatego właśnie nie lubił robót w niedziele - psuło mu to wizję dnia, jednak w jego zawodzie trzeba było umieć dostosować swój harmonogram.
 "Oczywiste, że będzie chciał pozyskać gobliny. Verner po prostu nie chciał, żeby przy okazji pozyskał też jego złoto." - powtórzenie.
"[...] nie zaakceptuje tak tragicznych prób jego tworzenia, jakie wychodziły spod jego rąk." - powtórzenie.
Rozdział drugi
Żadnych błędów. Boru zielony, jak ja dawno nie pisałam tych dwóch wyrazów razem!
Rozdział trzeci
Zadziwiasz mnie. Znowu nic nie znalazłam! Albo tracę czujność, bo za bardzo wciąga mnie fabuła, albo naprawdę żadnego błędu nie ma w tekście.
Rozdział czwarty
"w kradzieży u jubilera było być brzydkiego, brudnego i skarlałego [...]" - wyróżnionym słówkiem miało być "coś", tak przypuszczam.
Rozdział piąty
"[...] później dlatego, że wyobrażenie te nie były zbyt optymistyczne [...]" - wyobrażenia.
"Tak byłoby najlepiej dla każdego z nich, oczadziliby sobie bólu i kłopotów." - oszczędziliby.
Rozdział szósty
"Ale i tak szkoda trochę. To było trochę jakbym wszedł w kapcie tamtego faceta [...]" - powtórzenie.
Rozdział siódmy
"Ruth się nie wyrwało, co świadczyło o tym, że w rzeczywistości nie była tak zła, za jaką chciała uchodzić." - wyrwała.
"Zaklął i, zdeptawszy peta piętą buta, ruszył na inny przystanek, z którego mógłby dojechać do Freda." - o ile mi wiadomo, but nie ma "pięty". Obcasem? Podeszwą?
"- Stary, a nie przyszło ci do głowy, żeby zapytać?" - koniec pytania, więc odpowiedni znak winien się tu pojawić.
Rozdział ósmy
"Wyobrażał sobie porządną prace, duży dom i piękną żonę bez twarzy - żadnej twarzy, nie próbuj nawet - szykująca mu obiad z uśmiechem na ustach, których nie było" - szykującą; trochę pokręcone to zdanie, nie sądzisz?
"[...] istniały w końcu pewnego jego części, do których mugole tacy jak Holly nie mieli dostępu." - pewne.
Rozdział dziewiąty
"Wyglądało na to, że sama budowa ma dobre sto pięćdziesiąt lat." - budowla.
"[...] stało się jasne, że był to pokój, w którym podejmowanie gości [...]" - podejmowano.

Błędy tutaj? Jak na taką ilość tekstu są naprawdę rzadkością. Skakałam z radości, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu mogłam w spokoju przeczytać tekst, nie przerywając co chwilę, by notować kolejne potknięcia autora.
(9/10)

Ramki:
Słów kilka o Vernerze - czyli słów kilka o opowiadaniu i jego bohaterach.
Spis treści - lista rozdziałów. Umieszczone w wygodnym miejscu, nie trzeba latać po podstronach, bo wszystko mamy na miejscu.
Autopromocja, Promocja innego typu, Promocja znajomych, Promocja nieznajomych - po prostu linki. Ale nie ułożone standardowo, nie ma na to określonej podstrony. Wszystko możemy znaleźć tuż obok postów. To rozwiązanie wygodne, co więcej, wygląda schludnie i zachęcająco.
Kilka informacji o szablonie wraz z odnośnikiem do Twojego profilu na myspot.pl - a tam co? W sumie niczego się o autorce nie dowiedziałam. A chciałabym, szkoda.
(6/7)

Dodatkowe punkty:
"+": Udało Ci się stworzyć coś tak oryginalnego, zupełnie... swojego. To nie lada wyczyn, zwłaszcza jeśli mówimy o kategorii "fanfiction". Nie poszłaś na skróty i nie wykorzystałaś z książki wszystkiego jak leci - bohaterów, miejsc. Bazowałaś na powieści, ale stworzyłaś własną historię.
"+": za Platona.
(2/3)

***
69 punktów, czyli ocena bardzo dobra. Co dziwne, ledwie się na takową załapałaś. Według mnie zasługujesz na bardzo mocną piątkę, a punktacja... Punktacja twierdzi swoje. Nie ulega wątpliwości, że to jeden z najlepszych blogów, jakie miałam przyjemność oceniać. Dziękuję, że się do mnie zgłosiłaś.
Raczej nie powinnam pytać, bo to wydaje się oczywiste, ale... Czy Verner był Ślizgonem?

Choroby i siedzenie w domu sprzyjają powstawaniu ocen, nie sądzicie?

1 komentarz:

  1. Ślicznie dziękuję za poświęcenie czasu na ocenę i za miłe słowa. Miałam nadzieję na ciut głębszą analizę bohaterów (bo ja nikczemna jestem i lubię sprawdzać, jak mój tekst odbierają inni, jak go przetrawiają i jak interpretują), ale i tak jestem zadowolona.
    O sprawie z Burke'em/Burkesem wiem, ale a. uważam to za wtopę tłumacza, której nie powinnam przyklaskiwać, b. przywiązałam się już do tej pisowni przy innej okazji, więc uznałam, że narażę się na ciche powarkiwania, ale zostawię, jak jest. Cieszę się jednak, że zwróciłaś uwagę; większość ludzi to ignoruje. Dziękuję też za listę błędów, powinnam w końcu nauczyć się panować nad literówkami albo czytać to, co popełniłam. Chociaż polemizowałabym z tymi poprawkami dotyczącymi dłuższych pauz intonacyjnych, tj. zmiany przecinka na myślnik lub kropkę. Wydaje mi się, że jak długo struktura zdania jest poprawna, to zwiększanie pauz nie jest obligatoryjne, a że ja lubię udziwnione zdania, to wychodzi tak, jak wychodzi. W każdym razie wskazanie literówek znacząco ułatwi mi życie.
    A, jeszcze przynależność domowa Vernera. Tak, prawdopodobnie to był Slytherin, chociaż nigdy tego nie ustaliłam. Wydaje mi się, że Ceremonia Przydziału przeprowadzana z udziałem jedenastolatków ma niewielkie zastosowanie, kiedy już dorosną i wejdą w prawdziwy świat. Jasne, da się zauważyć postaci, które niemal każdą komórką swojego ciała (hm, każdą literą?) krzyczą, że są Krukonami czy Gryfonami, ale w większości przypadków granice się zacierają - i sądzę, że tak też jest w przypadku Vernera. Może być też, jakkolwiek to brzmi, upadłym Puchonem, czemu nie. Ale stawiam jednak na Slytherin (;
    Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za poświęcony czas,
    Sylville

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy